Kolej na kulturę

Jedzenie jedzeniem, zabytki zabytkami, ale kulturalnie też staramy się ten czas zapełnić. A jak i czym to już piszę.

Trafiliśmy do Yogyakarty. Tomek już gdzieś wspominał, że to miejsce troszkę jak Kraków. W przewodniku wyczytałam też, że stolica, z której dość szybko uciekliśmy, to bardziej cenetum biznesowe, a Yogyakarta właśnie, bardziej kulturowe.
Jeśli zatem chodzi o ten ostatni punkt, to wiążą się on nawet bardziej z całym regionem jawajskim, niż wyłącznie z lokalnymi tradycjami. Zatem te najbardziej rozsławione to: teatr i taniec oraz rękodzieło.
Jeśli chodzi o rękodzieło to najbardziej popularny jest oczywiście batik. Jest to specjalna technika farbowania materiałów. Używa sie w niej wosku lub ryżowej pasty, które nałożone na materiał ( płótno, jedwab i inne) pomagają uzyskać wzór w miejscu, które nie zostało nimi pokryte. Następnie wygotowuje sie wosk, żeby nałożyć go w innym miejscu i uzyskać jakiś nowy wzór. I tak do uzyskania pożądanego wzoru ostatecznego. Jest tu, niedaleko Yogyakarty, specjalna szkoła, która kształci mistrzów tej sztuki. Ci z kolei, prowadzą niewielkie galerie w całym mieście. Choć uwaga: szkoła batiku i galeria taka oryginalna jest ponoć jedna, cała reszta to oszuści, którzy sprzedaja materiały wzorowane na tym prawdziwym, ale produkują je masowo i drukują. Prawdziwy, pisany batik jest jedyny w swoim rodzaju, a jego wzór niepowtarzalny.

Drugą, dosyć szeroko reklamowaną tradycją sa teatr i tańce. Jeśli chodzi o tańce to zaplanowałam zobaczyć te balijskie, ale tutaj zupełnym przypadkiem trafiłam na wayang kulit. Zanim o tym teatrze to wrócę na chwilę to jednej z wizyt w Stanach Zjednoczonych. Zwiedzaliśmy
bodajże Muzeum Historii Naturalnej w Chicago. Jako, że moja chłonność kultury po 3 godzinach w muzeum nie jest już na zadowolającym poziomie, wpadłam zupełnie przypadkiem na jakąś wystawę czasową poświęconą muzyce i kulturze południowo-wschodniej Azji. Był film, były cymbały, były gongi i mnóstwo osób tworzących coś na kształt zespołu. Odsłuchałam, odpoczęłam i wróciłam do Tomka.
A jak ta historia wiążę sie z jawajską muzyką i teatrem?
Dwa dni temu spotkaliśmy w Yogyakarcie, pod pałacem sułtana, pana, który polecił nam między innymi:Jakieś laleczki, historia Ramayany opowiadana w wielu epizodach, podzielona specjalnie na dwugodzinne części. Ponoć oryginalne trwają całą noc! Tak czy siak, kiedy usłyszałam coś o cieniach i lalkach to sie nakręciłam. Tomek padł wtedy jak kawka, ale mnie ciekawość spać nie dała. Weszałam, kupiłam bilet i zostałam zaprowadzona do pracowni, w której zobaczyłam jak wygląda przygotowanie lalki do występu i proces jej tworzenia. Lalki są ze skóry bawolej, mają misternie wystukane dziurki, tak, żeby światło przez nie przechodziło i są pomalowane. Po tym pokazie usiadłam na krześle i zobaczyłam scene! Scenę, którą widziałam wtedy w muzeum,ładując baterie na dalsze zwiedzanie! Te same cymbałki, te same gongi i jakieś instrumenty strunowe oraz tutaj dodatkowo śpiewające panie, pana, który gra wszystkimi lalkami (wayang) i oczywiście scenę z ułożonymi obok dużego, płóciennego ekranu lalkami.
Zaczeło się i już wiedziałam, że wtedy miałam próbkę tego co za chwilę miałam zobaczyć. Muzyka, pan opowiadający historię z Ramayany, hinduskiego eposu, a w zasadzie jeden epizod i zespół, który składał się z ośmiu osób plus cztery panie, które śpiewały. Nie rozumiałam nic, poza scenami, które opisano mi w małej broszurce, ale siedziałam dwie godziny jak zaczarowana. Ta muzyka i tony i otaczające nas, lekko przyciemnione światło, to wszystko, tak jak kiedyś chwila odpoczynku dały mi energię do dalszego odkrywania kultury jawajskiej, a na pewno pogłębienia historii z którymi ta sztuka jest związana.

Na koniec dodam tylko, że mimo tutejszych upałów, siedziało sie przyjemnie te dwie godziny, bo sala była klimatyzowana, co, jak nzauważyłam nie jet zwyczajem w tutejszych muzeach.:)
A poniżej mała próbka tego widowiska ze skórzanymi laleczkami.

20120411-095329.jpg

Autor: Ewa

Humanistka z wykształcenia, pracownik branży lotniczej, pasjonująca się relacjami międzyludzkimi, poznawaniem nowych kultur, islamem i fotografią. Co jakiś czas pakuje plecak i jedzie tam, dokąd ciągnie ją serce. Kiedyś dostała propozycję dołączenia do ekipy koleżanek wybierających się do Ameryki Południowej i to wystarczyło, by złapała bakcyla podróżowania. Lubi być blisko ludzi i ich życia. Współtwórczyni tego bloga.

Udostępnij ten post na:

3 komentarze

  1. FAJOWE, czytam Wasze blogi regularnie:)

    Napisz odpowiedź
  2. Zazdroszczę Wam tego widowiska. Ja byłem w Jogya tylko na Ramayanie z aktorami.

    Pogoda dopisuje ??

    Napisz odpowiedź
  3. Leo, ja w zasadzie chciałam zobaczyc to przedstawienie w Prambananie, ale pozniej uznalam, ze to pewnie bardziej takie widowisko pod publike. A te laleczki byly naprawde fajne! Co do pogody to dopisuje nawet za bardzo. Teraz jestesmy niedaleko Bromo, wiec jest znosnie i chlodno wieczorem.:)

    Napisz odpowiedź

Zostaw odpowiedź