Religijny tygiel

Izrael – czy też, dla niektórych, “terytorium okupowanej Palestyny” – to kraj, w którym mieszają się wszystkie trzy Ahl al-Kitab (Ludy Księgi, Biblii oczywiście): Żydzi, muzułmanie i chrześcijanie. I, jak to zwykle bywa w przypadku takich miksów, jest to mieszanka wybuchowa. Czasami, niestety, dosłownie…

Zanim cokolwiek napiszę o konflikcie izraelsko-palestyńskim, muszę co nieco wspomnieć o składzie etnicznym i religijnym kraju. Bo przecież stąd wywodzą się wszystkie problemy Izraela.

Najliczniejszą grupą etniczną, dziś dominującą w Izraelu, są Żydzi. O dziwo, nie jest ta grupa tak jednorodna, jak by się mogło wydawać. Są więc Aszkenazi, Żydzi z Centralnej i Wschodniej Europy, choć również zaliczają się tu Żydzi z USA. Głównie zaś są to Żydzi z Niemiec, od nazwy którego to państwa zresztą ten odłam wziął swą nazwę*). I, mimo Holokaustu, którego doświadczyli, stanowią dziś 80% ludności pochodzenie żydowskiego. Sprowadzili się tu głównie po II Wojnie Światowej i budowali państwo Izrael.

Drugi odłam wśród Żydów to Shepardi. Przybywali tu od połowy XV wieku z terenów Hiszpanii i Portugalii, skąd stopniowo byli wysiedlani, by wreszcie w 1492 roku zostać całkowicie wygnanymi z Półwyspu Iberyjskiego. Z tym wygnaniem wiąże się paradoksalna historia, jak to najwięksi uczeni i racjonaliści ówczesnej, średniowiecznej Europy, stworzyli system Kabały. Otóż, aby jakoś zracjonalizować niedolę całego narodu, po przybyciu na tereny Palestyny, zaczęli rozwijać w początkach XVI wieku wytłumaczenie, dlaczego to właśnie im – Żydom – przydarzają się wszelkie złe rzeczy: pogromy, oskarżenia o czary, zatruwanie miejskich studni i picie krwi ochrzczonych niemowląt w Szabas czy wreszcie banicje. Numerologią połączoną z mistycyzmem zaczęli tłumaczyć sobie, dlaczego od zawsze są Narodem Wybranym – ale “wybranym” w negatywnym, a z pewnością ironicznym znaczeniu. Tymczasem owo wysiedlanie było absolutnie logiczne. Żydowskie skonfiskowane majątki posłużyły królowi Filipowi i królowej Izabeli, aby zasponsorować wyprawy odkrywców takich jak Krzysztof Kolumb i – dzięki zdobytym terytoriom w obu Amerykach i pozyskanym tam zasobom – podźwignąć z kryzysu finansowego upadające imperium. A majątki te były nierzadko ogromne, jako, że tylko Żydom wolno było obracać pieniądzem. O ile papież w Średniowieczu całkowicie zabronił chrześcijanom trudnienia się udzielaniem pożyczek, to sam chętnie je brał. Równie chętnie brali pożyczki chrześcijańscy władcy, a następnie przejadali te pieniądze. A kiedy przyszło do ich spłacania… Cóż, jak widać, owa konfiskata była również bardzo sprytnym manewrem hiszpańskich władców, aby wyplątać się ze “złych długów” :) Tyle dygresji. Są wreszcie Mizrahi, “Żydzi ze Wschodu”, przybyli na tereny Palestyny z Jemenu, Iraku czy Persji. Dwa ostatnie odłamy stanowią tę część wyznawców judaizmu, która w miarę bezkonfliktowo koegzystowały przez wieki na Bliskim Wschodzie z Palestyńczykami. Wszystko zmieniło się w momencie powstania państwa Izrael.

Warto tutaj – raczej w ramach ciekawostki – wspomnieć o Karaimach, “heretyckiej” sektcie judaizmu, której członkowie nie uznają nauk rabinackich, lecz sami czytają i interpretują Torę. Czyli w zasadzie różnica jest taka, jak między katolikami a protestantami w chrześcijaństwie. Opłaciła im się ta “herezja”, gdy nazistowskie wojska wkroczyły na tereny ZSRR w 1941 roku i rozpoczęły planową eksterminację Żydów. Jedna z takich SS-Einsatzgruppen, skonfudowana nietypowym podejściem Karaimów do judaizmu, wysłała do Berlina, do Urzędu ds. Żydów pytanie, co z nimi robić. Odpowiedź brzmiała: “nie ruszać, to nie są Żydzi”.

Pewną niewielką grupę stanowią Falasha, czyli tzw. “wygnańcy” (choć sami wolą termin “Beta-Izraelici”), uważający się za potomków legendarnego króla Salomona i nie mniej mitycznej królowej Saby. Są to etiopscy Murzyni, którzy twierdzą, że wywodzą się z Dziesięciu Zaginionych Plemion Izraela. Obecnie w większości są chrześcijanami, tym niemniej przybyli do Izraela w ramach dwóch izraelskich paramilitarnych operacji: “Mojżesz” (1985) i “Salomon” (1991), gdy podczas klęski głodu w Etiopii utworzono dla nich transportowy most powietrzny. Ciekawostką jest, że od Salomona i Saby wywodził swe pochodzenie cesarz Hajle Celllasje, co oznaczałoby, iż był ostatnim monarchą najdłużej istniejącej dynastii świata! :) Drugą ciekawostką jest to, iż owi Etiopczycy twierdzą, że są w posiadaniu oryginalnej Arki Przymierza. I choć ja byłem przekonany, że odnalazł ją już Indiana Jones, to podobno coś w tym jest. Biblia – choć nie wprost – mówi, że oprócz “sprezentowania” Sabie dzieciaka, Salomon dał także królowej, zanim ta wróciła na tereny dzisiejszej Etiopii, ów potężny artefakt.

Skoro już przy chrześcijanach jesteśmy, to oczywiście są tu reprezentanci wszystkich odłamów: katolicy, egipscy koptowie, wyznawcy kościoła ormiańskiego czy wreszcie grekokatolicy i prawosławni. Ale sumarycznie stanowią oni około 2% ludności Izraela i raczej nie biorą udziału w konflikcie izraelsko-palestyńskim. Pomińmy ich więc tym razem.

Druga, arabska strona konfliktu jest równie niejednorodna. Ba, jak zobaczycie, nawet tak wśród Arabów, jak i muzułmanów są tacy, którzy stoją po stronie Izraela!

Palestyńczycy – siła napędowa obu intifad – to etnicznie Arabowie stanowiący ogólnie 70% arabskiej ludności Izraela. Wyznają islam w jego sunnickiej wersji. Powstanie w 1947 roku państwa Izrael na należących do nich od lat terenach uznają za okupację. Twierdzą, że to jest praprzyczyna konfliktu. Domagają się niepodległości. Na razie wywalczyli sobie autonomiczne, otoczone murem większym niż berliński, terytorium.

Prócz Palestyńczyków, ludem arabskim są Beduini, zamieszkujący pustynię Negev (3/4 beduińskiej populacji) oraz Galileę (pozostałe 25% populacji). Teoretycznie są muzułmanami, ale są pragmatyczni. Mają dobre stosunki z Żydami i ochoczo, prawdopodobnie ze względu na wysokie bezrobocie, służą w IDF (Israel Defence Force), choć nie mają tego obowiązku (jak na przykład wszyscy Żydzi, bez względu na płeć). Podobno nigdy jednak nie zostają oficerami. Miałem z nimi trochę kontaktów w Syrii, Jordanii i Egipcie, ale – przy całej mojej sympatii do Beduinów – uważam, że są trochę jak nasi rodacy, którzy są święcie przekonani, że chodzenie co niedzielę do kościoła zrobi z nich dobrych katolików. Owszem, w tym samym stopniu, jak sypianie w garażu zrobiłoby z nich dobrych mechaników. No, ale w sumie co ja tam wiem. :)

Druzowie to również arabscy muzułmanie, ale wierzą w reinkarnację. Zamieszkują terytoria zagarnięte przez Izrael Syrii w wyniku Wojny Sześciodniowej z 1967 roku. Ich symbol to pięciokolorowa gwiazda. Każde ramię jest innego koloru i co innego symbolizuje – zielone: umysł, czerwone: duszę, żółte: prawdę, niebieskie: przyczynę i białe: skutek.

Ciekawą grupą są Samarytanie. Wyznają islam, mówią po arabsku, ale modlą się w starożytnym hebrajskim. Populacja obejmuje dziś… 700 osób.

Wreszcie są Czerkiesi – jedyna nie-arabska grupa muzułmanów przybyła z centralnej Azji, głównie z Kaukazu. Jak Beduini, są wierni państwu Izrael. Czerskiescy mężczyźni służą obowiązkowo w wojsku. Ich populacja to ok. 4000 osób.

To tyle na dziś. Skoro poznaliście już dramatis personae konfliktu, spodziewajcie się wkrótce informacji o samym konflikcie. Niestety, Bliski Wschód jest chyba żywym dowodem na prawdziwość twierdzenia oświeceniowych filozofów, że religia jest źródłem wszelkiego zła na tym świecie. Od siebie dodam, że religia z całą pewnością powoduje więcej problemów, niż ich rozwiązuje…

______
*) W klasycznym hebrajskim “Aszkenaz” znaczy “Niemcy”.

Autor: Tomek

Politolog i dziennikarz z wykształcenia, konsultant biznesowy z zawodu, podróżnik z zamiłowania. Zarządza agencją konsultingową Ancla Consulting specjalizującą się w dotacjach unijnych dla przedsiębiorców, wykłada geografię polityczną na Uniwersytecie Ekonomicznym w Krakowie. Wszystkie wolne chwile wykorzystuje na podróże, a zdjęcia i relacje z nich zamieszcza na tym blogu.

Udostępnij ten post na:

Zostaw odpowiedź