Rezerwat Ras Abu Galum

Do rezerwatu tego chodzi się najczęściej na safari, czyli na wielbłądzie. Dopóki nie dowiedzieliśmy się, że jest inna możliwość, nie planowaliśmy tego miejsca na nurkowanie w ogóle. Dopiero kiedy ktoś rzucił pomysł, zaczęliśmy kombinować jak się tam dostać, żeby nie trzeba było jechać na wielbłądku. Okazało się, że jest inne i całkiem proste rozwiązanie. 

 

Otóż okazało się, że do Ras Abu Galum można te 6 km od Blue Hole przejść na piechotę. Jaka była nasza radość? Ogromna. Po próbce safari na wielbłądach w Maroku  wiedzieliśmy, że nie jest to nasz ulubiony środek transportu. Zatem postanowiliśmy trasę przejść na własnych nogach.

Cała wycieczka wygląda tak, że najpierw dojeżdża się do Blue Hole, później pakuje się klamoty na wielbłądy i na nich dochodzi do rezerwatu. Pamiętać należy, że w miejscu docelowym nie ma żadnego centrum nurkowego. Wszystko trzeba przynieść ze sobą. Łącznie z butlami. Wybraliśmy się zatem na jeden dzień. U nas wyglądało to w ten sposób, że cały sprzęt dowieziono jeepem do Blue Hole, tam zapakowaliśmy wszystko na 4 wielbłądki, ale my sami poszliśmy na piechotę do rezerwatu. Zajęło nam to około półtorej godziny. Dodam tylko, że był to spacer. Były jakieś niewielkie wzniesienia, ale generalnie nie nazwałabym tego trekkingiem.
Warto jednak dodać, ze sceneria była przepiękna. Idzie się  bowiem wzdłuż wybrzeża Zatoki Akaba. Brzeg Jordanii *) po drugiej stronie wody, zbliżał się co jakiś czas. Po lewej można było obserwować różnorodne skały, od białych jak w tym kanionie, o którym już pisałam, do czerwonych jak w tym kanionie, który czeka na swoją kolej. Zdarzały się nawet kolory bazaltowe, bo nie pokuszę się o stwierdzenie czy to były takie skały. Zwyczajnie się nie znam.

Po drodze, minęliśmy dwa miejsca, które kiedyś tętniły życiem i były zatłoczone od turystów. Wtedy, było pusto. Jak wyjaśnił nam Khaled, nasz dive master, kiedyś tą trasą szły karawany z turystami. Obecnie nie jest to już tak popularne, żeby generalnie na Synaj przyjeżdżać na wakacje, a co dopiero robić sobie takie wycieczki.  I nie chodzi mi o to, że brakowało mi tam turystów. Chodzi o całą sytuację na Synaju południowym. Jednak to już temat na osobny wpis, który mam w zanadrzu.

Dziś jednak wracam do jednego z miejsc nurkowych, które ze względu na brak turystów zachwyciło czystą wodą i swobodą pod jej powierzchnią. Tam też ochrzcałam swoją nową piankę! Ale o tym cicho sza!

*)
[edit: Tomek mnie pogonił do mapy i ma rację. To jeszcze nie Jordania, to wciąż Arabia Saudyjska. Sorry!]

[Not a valid template]

Autor: Ewa

Humanistka z wykształcenia, pracownik branży lotniczej, pasjonująca się relacjami międzyludzkimi, poznawaniem nowych kultur, islamem i fotografią. Co jakiś czas pakuje plecak i jedzie tam, dokąd ciągnie ją serce. Kiedyś dostała propozycję dołączenia do ekipy koleżanek wybierających się do Ameryki Południowej i to wystarczyło, by złapała bakcyla podróżowania. Lubi być blisko ludzi i ich życia. Współtwórczyni tego bloga.

Udostępnij ten post na:

10 komentarzy

  1. Nie policzę ile razy byłem na Synaju… Zawsze na nurki, zawsze pod wodę, chodzić? A po co. No jak widać jest po co :)

    Napisz odpowiedź
    • Piotr, weź policz! Ja już za trzecim razem nie wytrzymałam i i nie dałam rady samych nurków robić. Na szczęście zabrałam aparat.:)

      Napisz odpowiedź
  2. Kolejni dzis o nurkowaniu piszą! Jakoś trafiam na takie posty ostatnio! Wcale Wam nei zazdroszczę! Napewno było zimno, słaba widoczność i nic ciekaweego pod wodą. Tak! Będę się tak oszykiwać teraz, siedząc w Polsce szarej i ponurej. Ale nie ma tego złego, przynajmniej znam teraz dobry spot nurkowy :)

    Napisz odpowiedź
    • No masz! No sory.:P Zimno nie było, widoczność była super, a pod wodą same ciekawe rzeczy.:P A masz!

      Napisz odpowiedź
    • Najlepszy w tym wydaniu. I najlepsze jest to, że my z Tomkiem to usłyszeliśmy wielbłądy, pomyśleliśmy – nie. Ale kiedy pojawiła się Marta, Hiszpanka, która z nami nurkowała, okazało się, że też nie przepada za tym środkiem transportu i okazało się, że się tez da. ;)

      Napisz odpowiedź
  3. Też bym wolała przejść ten kawałek niż jechać na wielbłądzie. Wielbłąd niestety nie należy do najwygodniejszych rozwiązań ;)

    Napisz odpowiedź

Zostaw odpowiedź