Swiat wedlug Hindusa

Na dworcu w Amritsarze, tuz przy kasie biletowej, uslyszelismy swojsko brzmiace: Ku**a, ci Hindusi sa jacys po***ani!
Rodacy! :)))

Reakcja Pawla, jednego z poznanych w podrozy na trasie Amritsar – MacLeod Ganj chlopakow z Polski, byla absolutnie uzasadniona. Otoz Hindusi absolutnie nie maja pojecia “kolejki” – do kasy, do wejscia, do czegokolwiek. Kto pierwszy, ten lepszy. Chocbys stal sam do jakiegos okienka, jakis Hindus wejdzie przed Ciebie. Ot, dla zasady. To wlasnie takie zachowanie komenotwal Pawel. ;)

Podobne zasady “pierwszenstwa” obowiazuja na skrzyzowaniach. Co tam swiatla, reguly ruchu drogowego… Rikszarz albo taksowkarz wyciaga reke, trabi i skreca, nie patrzac w lusterka, za siebie, a czasem nawet przed siebie (bo np. jest zbyt zajety robieniem wywiadu srodowiskowego wsrod swoich pasazerow). Po prostu wie, ze inni go wpuszcza (rzadko) albo omina (najczeciej wykonujac ewolucje z udzialem wysepek i chodnikow, za ktore u nas w trzy sekundy straciliby prawo jazdy).

Kolejna zasada tego zupelnie innego swiata, jakim sa Indie. “Jeszcze jeden zawsze sie zmiesci”. Rowniez dotyczy ona transportu, tym razem zbiorowego. Efektem tego sa pociagi przeladowane do granic mozliwosci, gdzie pojecie “sardynka w puszce” nabiera nowego, namacalnego wymiaru; autobusy, gdzie dachy zwykle sa pelne ludzi, a lewa strona pojazdu (ta, na ktorej sa drzwi) jest juz na stale przygieta do ziemi (autochtoni maja wyjatkowy pociag do jezdzenia zwisajac z barierki przy drzwiach).

Skoro juz jestesmy przy autobusach i pociagach, zaobserwowalem niezwykle zjawisko. Niewazne, ze pociag stoi na stacji od kilkunastu minut… Hindusi po prostu uwielbiaja robic jedna rzecz: kiedy pociag/autobus rusza, zaczynaja biec rownolegle z nim, by, kiedy nabierze juz odpowiedniej predkosci, wskoczyc do niego z gracja, na ktorej wypracowanie trzeba bylo chyba ladnych kilku lat praktyki. Ot, takie lokalne hobby.

Inna niepisana zasada: “Na wszystko zawsze jest czas”. Stad pociagi wyjezdzaja ze stacji co najmniej pol godziny pozniej, autobusy zamiast po 3, dojezdzaja na miejsce po 4 godzinach. A jedyna odpowiedz na zaznaczenie “czasu przyszlego (nieokreslonego)” jest slowko “tomorrow”. Scenka rodzajowa z wczoraj, ktora pokaze hinduskie podejscie do czasu. Szukamy noclegu, jest 21:00, idziemy z plecakami do guesthouse’u (podkreslam, z plecakami!).
Tybetanka w recepcji: – You want room?
My: – Yes, yes, room.
Tybetantka (zdziwiona): – You want room now?
My (padamy ze smiechu pomieszanego z niedowierzaniem): – Yes, now.
Tybetanka: – No room. Come tomorrow.

“No possible, sir” – to najczesciej slyszane przez nas zdanie. Mozna go uslyszec w kazdym przypadku. Od kwestii, czy mozna zamienic herbate na kawe w knajpie po sprawe transportu z MacLeod Ganj do Delhi. “No possible, sir” stalo sie swego rodzaju mottem, z ktorym bede kojarzyl Indie. Ale w odpowiedzi na to w podrozy stosujemy wlasna zasade. “Jesli nie wiesz, co sie dzieje – czekaj”. Wiec czekamy. Kilka minut do pol godziny – i transport do Delhi (ktorego mialo nie byc) znajduje sie. Hotel, ktory 10 minut wczesniej byl “no possible” nagle ma mnostwo wolnych pokoi i ciepla wode… I tak dalej.

Na podsumowanie dialog, ktory padl wczoraj, kiedy siedzielismy w piatke w knajpie przy piwie (110 rupii! koszmarnie drogo jak na Indie, ale dostac tu piwo graniczy z cudem). Kiedy Piotrek (czlowiek poznany w MacLeod Ganj) narzekal, ze nie moze zrozumiec Hindusow, Pawel zadal mu pytanie:
– No, to co Ty robisz w Indiach?
Odpowiedz Piotrka:
– Sam sie nad tym zastanawiam.

Nic dodac, nic ujac.

Autor: Tomek

Politolog i dziennikarz z wykształcenia, konsultant biznesowy z zawodu, podróżnik z zamiłowania. Zarządza agencją konsultingową Ancla Consulting specjalizującą się w dotacjach unijnych dla przedsiębiorców, wykłada geografię polityczną na Uniwersytecie Ekonomicznym w Krakowie. Wszystkie wolne chwile wykorzystuje na podróże, a zdjęcia i relacje z nich zamieszcza na tym blogu.

Udostępnij ten post na:

2 komentarze

  1. Faktycznie Mafiu, jeśli chodzi o poczucie czasu Azjatów to jest ono mocno inne niż nasze, tego samego doświadczyłam w mojej podróży! Na początku doprowadzało mnie to do furii, później jakoś przywykłam i nawet wydało mi się to swoiście urocze… No cóż, na pewno stresują się oni mniej niż my Europejczycy.
    Pozdrawiam mocno i życzę Wam powodzenia!

    AK

    Napisz odpowiedź
  2. A ja sie spotkalam z inna reakcja… na kazde pytanie pada odpowiedz “yes” albo “it’s been taken care of..”(ta szczegolnie w biurze) i co? i nic sie niedzije. Pytasz po raz kolejny, i dalej nic i tak w kolko:-)
    Pozdrawiam. AgaA.

    Napisz odpowiedź

Zostaw odpowiedź