Ruiny? Znowuuuu?

Nasza trase po Meksyku planowalismy w ten sposob, zeby byla jak najbardziej urozmaicona. Dlatego najpierw trekking po kanionie 6 razy wiekszym od Grand Canyonu w Kolorado. Pozniej zwiedzanie kolonialnych miasteczek i ruin lezacych w ich okolicach, nastepnie Chichen Izta jako wisienka na torcie tej podrozy. A jak wystarczy nam czasu, to byczenie sie na plazy w Tulum.

Poki co, najwiecej zwiedzamy tych ruin. O jednych z nich napisal juz Tomek, ja postaram sie przyblizyc Wam pozostale, ktore juz udalo sie zobaczyc.

Tomek pisal o Tenochtitlan, ktore i na mnie zrobilo calkiem spore wrazenie. Moze nie tyle same ruiny, ile ich polozenie. Znajduja sie one dokladnie w centrum miasta, niedaleko placu Zocalo i katedry. Muzeum, ktore zwiedza sie rownolegle z pozostalosciami azteckiego miasta jest rozwniez godne polecenia. Tam wlasnie dowiedzielismy sie kto, dlaczego oraz jakimi sposobami zabijal innych ludzi oraz czym dla kultury Aztekow byla smierc. Swoja droga niezli z nich byli brutale.

Teotihuacan

Aztekowie byli pierwsza cywilizacja w centralnym Meksyku, ktora swoje tereny rozwinela 50 km od stolicy. Zbudowali tam Miasto Bogow na ruinach miasta Toltekow, ktorzy je opuscili. Stalo sie ono baza dla dwoch nawazniejszych budowli: Piradmide del Sol – Slonca oraz Piramide de la Luna – Ksiezyca. Dzis sa one miejscem pielgrzymek turystow, co w sumie mnie nie dziwi, bo widoki z obu piramid sa dosc imponujace, a sam fakt mozliwosci wspinania sie na Piramide Slonca – zadziwiajacy. Chociaz Teotihuacan zostal spalony i spladrowany, zapisal sie w kulturze. Dwaj bogowie: upierzony waz – Quetzalocoatl oraz Tlaloc – bog wiatru i deszczu, byli wciaz znani i czczeni.

Sam teren do zwiedzania jest dosc rozlegly i w czasie upalow, jakie nam tutaj przypadly dosc nieznosne. Nam ekspolracja ruin zostala urozmaicona nagraniem do programu ogolnonarodowej stacji amerykanskiej, “Ellen Show”. Cos o tancu na swiecie i w roznych miejscach. Pani, ktora nas zaczepila i zapytala czy bysmy nie zatanczyli dla niej, zeby mogla to nagrac i wyslac, uwielbiala na tyle ten program tak, ze postanowila sama zrobic odcinek. Ot, takie przygody nam sie przytrafiaja po drodze.

Jako ciekawostke, dodam tutaj, ze Piramide del Sol jest jedna z trzech najwiekszych na swiecie. Druga jest Tepanana, wybudowala w wiosce Cholula niedaleko Puebla, ktora tez udalo sie nam zobaczyc. Trzecia jest piramida Cheopsa w Egipcie, ta wciaz przed nami. :)

Monte Alban

Wracajac do tematu ruin. Kolejnymi na naszej trasie byly te polozone na wzgorzu niedaleko jednego z przeuroczych miast, Oaxaki. Pisze o Monte Alban – Bialej Gorze.  To dawna baza kolejnej prekolumbijskiej cywilizacji, tym razem Olmekow i Zapotekow. Te pozostalosci wyrozniaja sie wsrod innych dwoma rzeczami. Po pierwsze: polozenie. Sa to, jak dotad, jedyne ruiny polozone na takim wzgorzu, z ktorego roztacza sie widok na wszystkie strony swiata. Dodam tylko, ze widoki sa o tyle wspaniale, ze sama Oaxaca lezy na wysokosci 1500m n.p.m., a gora jeszcze wyzej. ;) Drugim waznym faktem jest architektura, w ktorej mozna zauwazyc charkterystyczny dla wszystkich cywlizacji prekolumbijskiej Mezoameryki styl zwany talud-tablero. Ciezko wytlumaczyc to opisem, mam nadzieje, ze na zdjeciach bedzie to widac, ale chodzi tu zasadniczo o roznorodnosc budowania zbocza piramid: jedna wartswa prosta, druga pochyla. Tutaj tez mozna po raz pierwszy zobaczyc pole do gry w pilke. Zatem tych roznic bedzie jednak trzy. :)

Ja Monte Alban zapamietam w dwoch powodow: widoki oraz cykady. Mnostwo cykad. Chmary halasliwych cykad, ktore nie uspokajaly sie, tylko momentami oddalaly. Takiego halasu bzykajacych owadow to jeszcze nie slyszalam. :)

Zapotekowie zamieszkiwali rowniez Mitle, mala wioske niedaleko Oaxaki. Tam stworzyli unikalne mozaiki w 46 roznych wzorach. Bylo to zdecydowane centrum religijne, zdominowane przez kaplanow, ktorzy skladali ofiary bogom glownie przez wyrywanie serc.

Jednak perelki naszej trasy ruinami Meksyku dopiero przed nami. Tomek nie moze doczekac sie jutrzejszej wizyty w Palenque, a ja czekam na moj kolejny, nowy cud swiata – Chichen Itza.

Autor: Ewa

Humanistka z wykształcenia, pracownik branży lotniczej, pasjonująca się relacjami międzyludzkimi, poznawaniem nowych kultur, islamem i fotografią. Co jakiś czas pakuje plecak i jedzie tam, dokąd ciągnie ją serce. Kiedyś dostała propozycję dołączenia do ekipy koleżanek wybierających się do Ameryki Południowej i to wystarczyło, by złapała bakcyla podróżowania. Lubi być blisko ludzi i ich życia. Współtwórczyni tego bloga.

Udostępnij ten post na:

2 komentarze

  1. Teotihuacan – ciekawe, niestety trafiliśmy w kiepską pogodę.
    Monte Alban – widok z góry – niezapomniany.
    Palenque – boskie. zazdraszczam :))
    Chitzen Itza i Uxmal przed nami – w planach na luty 2011

    Napisz odpowiedź
  2. Witaj Monia! Przyznam, ze Palenque bylo dla mnie nowym tak dobitnym doswiadczeniem wilgotnosci powietrza w dzungli. Mialam juz okazje przezywac takie temperatury, ale Palenque zdecydowanie wygrywa. Slonce jest dotkliwie gorace, palace i nieznosnie jasne. Niemniej sa to jedne z ciekawszych ruin jakie do tej pory widzielismy.
    Natomiast Chichen Itza i Uxmal to dla mnie dwa miejsca tak skrajnie rozne. Uxmal – spokojnie i cicho, zadnych sprzedawcow, poza nami kilka zwiedzajacych osob. Mozna wrecz uslyszec duchy przeszlosci. To jedno z nielicznych miejsc, w ktorych mozna zrobic zdjecie wylacznie ruinom, bez innych turystow w tle.:) Chichen Itza – mnie osobiscie troche rozczarowala, moze nie tyle same ruiny co ich zagospodarowanie, ze tak to nazwe. Wszedobylscy sprzedawcy, mnostwo innych turystow i obszar spory do przejscia. Wrazenie ich ogromu wciaz pozostaje. Jednak dla mnie szacunek wobec kultury tego miejsca i jego pierwotnego przeznaczenia gdzies tam sie zagubily po drodze.

    Napisz odpowiedź

Zostaw odpowiedź