“Wybieracie się w podróż dookoła świata?”

W związku z faktem, iż Tomek w gorącej wodzie kąpany i dość szybko nasze nowe pomysły wkłada w zakładki bloga, pojawia się coraz więcej dociekliwych pytań: o co chodzi z ta podróżą dookoła świata? A skoro pytania rodzą się wśród naszych stałych Czytelników, postanowiłam raz jeszcze sobie uzmysłowić temat, a Wam odpowiedzieć na to pytanie, trochę przewrotnie. :)

Dla mnie temat podróży dookoła świata wiąże się nierozłącznie z tematem spełniania marzeń i ich realizacji. Podróż dookoła świata to nasze wspólne marzenie. A czy zrealizujemy je jednorazowo w ciągu roku, czy półtora czy, w kilku etapach, np. po kwartale raz w roku, to już inna sprawa. :) Wiemy, że chcemy i – póki co – robimy wszystko, by te plany wprowadzać w życie, czego zresztą jesteście świadkami.

Kto nie chciałby pojechać w podróż życia? W podróż, która nie będzie takim standardowym urlopem lub przerwą między pracami? W podróż, która będzie czymś ponad to wszystko, co do tej pory zobaczyliśmy, zorganizowaliśmy i zwiedziliśmy? Podróż, która być może będzie pierwszym krokiem do wspólnego życia, jeśli zostanie odbyta z partnerem życiowym?  Ta ostatnia to takie moje, bardzo osobiste  marzenie. My do takich osób zdecydowanie należymy. Okazało się, że wspólnie takie mamy i chcemy je razem zrealizować.

U mnie w głowie pomysł ten zaczął dojrzewać jakoś w 2007 roku, kiedy to zdałam sobie sprawę, że podróżować wcale nie jest tak trudno, jak sądziłam. Pojawiła się wtedy taka myśl, że skoro takie małe marzenia jednak się spełniają, to czemu się ograniczać? Wiem, zapisane na kartce papieru i “wałkowane” w głowie , są możliwe do zrealizowania. Bo w kwestii marzeń, zdecydowanie tych podróżniczych, wyznaję jedną zasadę: zaplanuj, uczyń marzenie celem – rób wszystko żeby marzenie spełnić i zrealizuj je. Choć prawdą jest, że od wielu czynników ich realizacja zależy, druga prawda obok tej pierwszej jest taka, że nie możemy marzeń chować do szuflady i czekać, aż same się spełnią. Tak to po prostu nie działa. :) Przekonałam się, że właśnie mówienie, opowiadanie o nich, pozwala nie tylko uzmysłowić sobie, czego tak naprawdę chcemy, ale czasem pozwala zwyczajnie na świecie znaleźć na przykład towarzysza podróży! (Ja tak miałam, kiedy ciężko było znaleźć kogoś takiego chętnego na wyjazd pod koniec 2007 roku). Pod warunkiem, że ktoś nie lubi podróżować sam. :) Ja do takich osób należę.

Coraz częściej, tropem mi zupełnie nieznanym i nieświadomym, trafiam na relacje dotyczące podróży prawie rocznej, a nawet dwurocznej. Moje priorytety odnośnie podróży do tej pory miałam jasno określone: urlop w ilości konkretnych dni, kolejny kraj/kraje do zobaczenia i aktywny odpoczynek od codzienności i pracy. W zależności od tego, który zakątek świata chciałam zobaczyć, starałam się zawsze dobierać ilość dni urlopowych lub je zwyczajnie zbierać. Albo odwrotnie, od ilości wolnych dni zależało, czy będzie to miejsce oddalone minimalnie czy raczej w tysiącach kilometrów. Jest to jak na razie jedyna rzecz, która ogranicza mój czas w podróży. Ostatnio również Tomka, odkąd wspólnie poznajemy różne części świata. Czasem na to narzeka, ale dyskusje kończę zazwyczaj argumentem nie do zbicia. ;)

Ostatnimi czasy zajaśniało światełko w tunelu? Całkiem niedawno w mojej firmie pojawił się pomysł odnośnie możliwości otrzymania urlopu bezpłatnego. Nie muszę mówić, że lampka mi się zaświeciła i pierwszą rzeczą, o której pomyślałam było: mogłabym wybyć gdzieś na dłużej niż 3,5 tygodnia! Ach! I wróciły pomysły dłuższej podróży. Po takich myślach i zaczytywaniu się w zapiskach z podróży, które ciągną się przez okres dłuższy niż pół roku, zaczynam się zastanawiać, czy przypadkiem nie są to znaki, że może nadszedł czas, żeby zrobić sobie przerwę?

Marzy się zatem.

Marzy mi się Ameryka Południowa, bo zasmakowałam jej klimatu w Peru. To mały skrawek, ale dzięki niemu wiem, że chcę tam wrócić. Boliwia i jej solary. Paragwaj, bo tam ponoć klimatycznie jak w Europie. Chile i przebycie jego bezkresów samochodem, a w nagrodę Patagonia i lodowce. Wenezuela, bo tam dzicz natury nie ma sobie równych.

Marzy się podróż, jeszcze raz samochodem, po Stanach Zjednoczonych, taka od Wschodniego do Zachodniego Wybrzeża, trasą parków narodowych. Miałam okazję w poprzednim roku zobaczyć tylko kilka południowych i wiem, że chcę tam wrócić i odkryć resztę. Od kiedy pamiętam, marzy mi się wyjazd do Australii i zobaczenie świętej góry Aborygenów ? Uluru. Albumy pełne zdjęć z różnych podróży zawsze zaczynam od sprawdzenia, czy znajduje się tam zdjęcie tego obiektu skalnego. Zobaczyłam Grand Canyon w 2008 roku, który też był moim marzeniem od ogólniaka. Z takim terminem realizacji, zakładam że do 3 lat zobaczę i Ayers Rock (Uluru).

W tym roku po raz kolejny miałam okazję zwiedzić trochę Azji i wiem, że to kontynent, na który chcę wrócić i wracać będę. Przede wszystkim chcę zobaczyć jeszcze południowe Indie, bo Goa i Kerala wciąż nieodkryte, czekają. Później czekają Nepal i Himalaje, w które to obiecał mnie zabrać Tomek. Tutaj muszę popracować nad formą, ale nie odpuszczę sobie trekkingu w tamtych rejonach, bo zdjęcia znajomych, którzy tam byli, mówią mi jedno: też chcesz zobaczyć to na własne oczy!

W Malezji nie udało się nam zobaczyć Borneo, a tam Parku Narodowego Kinbalu z cudowną jaskinią dostępną dla zwiedzających? Stamtąd już niedaleko do indonezyjskich wysp, tych większych: Sumatry i Jawy; oraz tych mniejszych rozsianych tysięczną ilością między Oceanem Indyjskim a Pacyfikiem. W końcu po to chcemy zrobić kurs nurkowania, żeby właśnie tam pooglądać życie pod wodą. Że o Filipinach nie wspomnę. :) I tak można w nieskończoność, bo przecież Afryki nawet nie dotknęłam, choć ta w nieśmiałych planach. A tam Kilimandżaro, też dostojnie czeka.

Na jednym w forów przeczytałam kiedyś taką wskazówkę dotyczącą realizacji marzeń. Dla mnie marzenia są celami z terminem realizacji, zatem ta definicja świetnie wpisuje się i tutaj. Otóż marzenia należy wySMARTować, czyli muszą one spełniać poniższe warunki.

Marzenia mają być:
S
– jak Specyficzne (wyjątkowe, szczególne, wyróżniające się)
M – jak Mierzalne (określone w czasie, liczbach)
A – jak Ambitne (które Cię zaangażują, wywołają skrywane siły i pokłady  emocji)
R – jak Rzeczywiste (realne do wykonania)
T – jak Tożsame (Twoje, dla Ciebie i dzięki Tobie).

Bardzo mi się ta idea podoba, bo zawiera wszystko, co do realizacji marzenia, planu czy celu jest potrzebne i co jest najistotniejsze.

I tak właśnie przedstawia się odpowiedź na pytanie, czy się wybieramy w taka podróż. Owszem, ta podróż to dla nas właśnie spełnienie powyższych celów. Tomek o swoich, jeśli zechce, napisze. Opisana tutaj większość to moje marzenia, ale wiem, że część z nich pokrywa się nam na tyle, żeby móc je razem zrealizować. A Wam obiecujemy – a jak dotąd udawało się nam to całkiem dość – informowanie na bieżąco.

Na razie następna wyprawa w planach na jesieni. Zatem przygotowania idą, ale małymi kroczkami. Kiedy zaczną nabierać rumieńców, na pewno podzielimy się tym z Wami!

Autor: Ewa

Humanistka z wykształcenia, pracownik branży lotniczej, pasjonująca się relacjami międzyludzkimi, poznawaniem nowych kultur, islamem i fotografią. Co jakiś czas pakuje plecak i jedzie tam, dokąd ciągnie ją serce. Kiedyś dostała propozycję dołączenia do ekipy koleżanek wybierających się do Ameryki Południowej i to wystarczyło, by złapała bakcyla podróżowania. Lubi być blisko ludzi i ich życia. Współtwórczyni tego bloga.

Udostępnij ten post na:

6 komentarzy

  1. No kochana musze Ci powiedziec, ze ladnie to wszystko ujelas!!
    A i Twoje marzenia / plany pokrywaja sie w 90% z moimi!!! hehehe coz za przypadek ;-) pewnie nie uda nam sie razem tych wycieczek zorganizowac, ale moze sie spotkamy w jakims jednym “wymarzonym” miejscu … kto wie?!
    oj pamietny maj 2007 w dalekim Peru…
    pozdrawiam wszystkie uczestniczki!!!!

    Napisz odpowiedź
  2. Dzięki Mariolka! Stała komentatorko! Miło mi, kiedy piszesz, bo pewnie sporo osób czyta, a niewiele dzieli się spostrzeżeniami.:)
    Ciekawa jestem, które to 10 % się nam różni?:)
    A prawda jest taka, że pewnie większość naszych znajomych podróżników ma podobne plany. Nic odkrywczego,ale czasem warto sobie przypomnieć. Szczególnie w czasie kiedy następny wyjazd jeszcze daleko, że ho ho!
    A Peru, cóż, tam sporo się we mnie zaczęło!

    Napisz odpowiedź
  3. Dobrze napisane! Trzeba walczyc o marzenia… mimo wszystko :-)
    No a Ameryka Poldudniowa przyciaga jak magnes ;-) ile razy by tam czlowiek nie byl to chyba zawsze chetnie wroci! Ja mam nadzieje dotrzec w tym roku do Peru i Boliwii :-) Tak, tak, miedzy innymi waszych zdjec sie naogladalam :-) Trzymajcie kciuki, zeby sie udalo :-) A ja wiele pozytywnego słyszlam o Ekadorze.. w sumie troche pomijany kraj, ale nic straconego :-)
    Pozdrawiam Was i Mariolke tez!

    Napisz odpowiedź
  4. no co do tych 10 % to mozna by troche wymieniac (choc wiem ze Ty nie pisalas w detalach..) ale mam takie 3 przyklady
    1. Korsyka i GR20 :) co mam w planie wykonac w przyszlym roku
    2. Poliznezja Francuska
    3. polnoc Europy … Skandynawia i Islandia :)

    no ale mozna wiele by pisac! wszystkim zainteresowanym zycze zeby nam energii na to wszytsko wystarczylo :)

    A AsiaP to mniemam, ze Pani Pawlowska, ktora serdecznie pozdrawiam :)

    Napisz odpowiedź
  5. No tak, dopiero teraz przyszło mi do głowy, że przecież mogę pojechać w podróż dookoła świata na raty! Czyli ja będę cały czas w podróży, a codzienność będzie tylko przesiadką :)

    Napisz odpowiedź
  6. Dokładnie Agata! I chyba o to chodzi, żeby ta codzienność swojego uroku nabierała tym czasem, na który jest przeczekaniem.:)

    Napisz odpowiedź

Zostaw odpowiedź