Cztery wyspy Nusa Tenggara: Lombok

W Indonezji nastąpił ten dziwny dla mnie czas, kiedy odpoczynek – aktywny, ale jednak odpoczynek – wypadł jakoś w środku naszej podróży. Czyli najpierw zwiedzanie, zwiedzanie i przejazdy do przodu. Następnie ładowanie akumulatorów na Bali i wyspach Gili, o których może innym razem. Kolejnym punktem naszego programu było dotarcie na Lombok, by go przejechać i dostać się na Sumbawę, skąd chcieliśmy się z kolei dostać na wyspę Flores. Jednak zanim wyruszyliśmy z Lomboku dalej, zostaliśmy niejako przymusowo w mieście Mataram, stolicy wyspy Lombok.

Wyobraźcie sobie sytuację, kiedy chcecie jechać dalej, ale nie ma jak. Samolot za drogi, pociągu nie ma, a najbliższy autobus odjeżdża następnego dnia o 15:00. Pewnie niejedna osoba była już w takiej sytuacji. I o ile taki czas łatwo jest zapełnić w miejscu, w którym “jest co robić”, o tyle w Mataram robić nie bardzo jest co. :) Miejsc, które można tam zwiedzić, wymienionych w przewodniku jest słownie trzy: świątynia, miejski pałac wodny oraz muzeum. Ten trzeci punkt, z racji naszej lokalizacji, odpuściliśmy. Był zwyczajnie za daleko na spacer. Postanowiliśmy zobaczyć dwa pozostałe punkty, choćby dlatego, ze położone są obok siebie. Zatem postanowiliśmy zrealizować ten mały plan dnia następnego, gdyż po południu świątynia i pałac były zamknięte. Ruszyliśmy na poszukiwanie kafejki internetowej, żeby móc sprawdzić sobie loty powrotne z wyspy Flores, która miała być naszą docelową. Odkryliśmy centrum handlowe, a w nim klimatyzację. Po wielu dniach upałów, ciepłej wody pod prysznicem i generalnie ciepłoty z wysoką wilgotnością z chęcią posiedzieliśmy tam w jednej z sieciowych restauracji, choćby dlatego, że miał bezpłatny dostęp do Internetu i komputery, z których można było skorzystać za darmo. Dalsza część podróży została zaplanowana, bilety upatrzone i zarezerwowane. Pozostało nam oddać pranie do pralni i wyspać się przed czekającą nas długą drogą autobusowo-promową.

A te dwa miejsca, o których pisałam wyżej… Cóż, zwiedzenie ich zajęło nam, bez spaceru, jakieś 30 minut.
Udało się jednak znaleźć świetny stragan z kurczakiem i ryżem zapakowanym w liście palmowe, który też znajdziecie poniżej.

[Not a valid template]

Autor: Ewa

Humanistka z wykształcenia, pracownik branży lotniczej, pasjonująca się relacjami międzyludzkimi, poznawaniem nowych kultur, islamem i fotografią. Co jakiś czas pakuje plecak i jedzie tam, dokąd ciągnie ją serce. Kiedyś dostała propozycję dołączenia do ekipy koleżanek wybierających się do Ameryki Południowej i to wystarczyło, by złapała bakcyla podróżowania. Lubi być blisko ludzi i ich życia. Współtwórczyni tego bloga.

Udostępnij ten post na:

Zostaw odpowiedź