Nędzne Tuba City i nocleg w bazie wypadowej do kanionu Flagstaff

Gorące źródła nas nie przekonały. No dobra, wybrzydzaliśmy, że zimno, że może później, że woda brudna…Ostatecznie stwierdziliśmy, ze skoro przed nami fajna trasa pustynią Arizony to jedziemy i nie zwlekamy, żeby dotrzeć tak blisko kanionu, jak tylko się da. Po drodze mieliśmy zobaczyć słynną Monument Valley, ale z racji mojego niezdecydowania i nerwowej atmosfery w samochodzie, nie skręciliśmy we właściwym kierunku. Nie żałuję, bo to co na nas czekało po drodze do Flagstaff było, jak dla mnie, równie imponujące.

Jazda przez pustynię jest dość monotonna. I mówię to ja, pasażer. Co jakiś czas pojawia się pojedynczy samochód, piasek z zależności od wysokości oraz intensywności słońca, zmienia kolor, niebo nabiera nieziemskich kolorów. Niby nuda, a jednak. Dla mnie był to niesamowity czas w tej podróży. Chociaż ekipa liczyła 5 osób, każdy jakby miał tutaj swój czas zamyślenia, przemyślenia, jakiegoś niezwyczajnego zawieszenia. Przyroda wokoło mocno temu sprzyjała. Ja podekscytowana oczekiwałam znaku drogowego, który wskaże ten kanionowy, właściwy, mój wymarzony kierunek.

Z zamyślenia wybudził mnie…korek. Korek! W środku takiej pustej, pustynnej wręcz drogi. Kierowca campera trochę przysnął. Nikomu nic się nie stało, bo w porę się zorientował, jednak ustawił auto w poprzek dwupasmowej trasy. Musieliśmy swoje odstać. I to był prawdziwy szok! Korek na trasie, w której naprawdę baaardzo rzadko spotyka się drugi samochód.

Kolejną trakcją w trasie była wizyta w punkcie ,,czterech narożników”. Jak większości wiadomo, stany w USA są dzielone jakby od linijki, i właśnie w tym miejscu dokładnie to widać. Four Corner Point to miejsce, w którym spotykają się 4 stany: Utah, Colorado, New Mexico oraz Arizona. Taka zwykła rzecz, ale Amerykanie i z tego zrobili atrakcję.:)

Kierując się wciąż na południowy zachód, zboczyliśmy delikatnie z trasy, żeby zobaczyć jeden ze słynniejszych pomników narodowych Navajo National Monument (To była ta alternatywa po złym skręcie, nie w kierunku Monument Vzlley ;)). Na jego obszarze znajdują się ruiny trzech osad wybudowanych przez Indian w pionowym urwisku. Osady noszą nazwy Betatakin, Inscription House i Keet Seel. Cały park zajmuje powierzchnię 1,46 km?. Znajduje się na terenie Rezerwatu Indian. Jest to zadziwiające i robiące niesamowite wrażenie miasteczko wykute w piaskowcu, które jest ukryte w wewnątrz naturalnej niszy skalnej. Osadę tę można podziwiać m. in. z punktu widokowego, jednak jest to spora odległość (najlepiej mieć ze sobą lornetkę). Prócz wyżej wspomnianego miasteczka, na terenie tego rezerwatu znajdują się również domy ulepione z gliny, w których w dawnych czasach mieszkali Indianie oraz kilka odcisków stóp prehistorycznych gadów. Utworzona jest również ścieżka edukacyjna, a poruszając się po niej można dowiedzieć się dużo ciekawych informacji na temat życia osiadłych na tych terenach Indian. I chyba to miejsce wynagrodziło mi brak zahaczki o Monument Valley. ;)
Poza tym zupełny brak turystów i spokój w jakim można było oglądać, bezcenne.

Tuba City, w którym początkowo chcieliśmy przenocować, okazało się dziurą zabitą dechami. O znalezieniu jakiegokolwiek noclegu czy motelu, nie było mowy. Pojechaliśmy zatem dalej, z nadzieją dotarcia do Flagstaff przed zachodem słońca.

Jak się wieczorem dowiedziałam, Flagstaff to miasteczko, które jest położone w górach na wysokości 2133.6 m i jest jednym z najwyżej położonych miast w USA. Temperatury i wysokie położenie oznaczają, że w zimie pada tu śnieg. Właśnie w zimie, miasto to jest nawiedzane przez narciarzy z całej Arizony i nie tylko. Flagstaff jest to najbliższe miejsce od Phoenix gdzie można korzystać z uroków zimy. Śnieg przeważnie pokrywa nie tylko same góry, ale także całe miasto i wszystkie okolice w promieniu do 80km. Poza nartami, w okolicach Flagstaff warto zobaczyć wspomniane miasto Sedona, w którym góry i ziemia mają kolor czerwony jest to spowodowane obecnością związków rudy żelaza. Na wschód od Flagstaff można zobaczyć krater stworzony przez meteoryt, skamieniały las i malowaną pustynię. Skamieniały las leży w dolinie rzeki Rio Puerto i jest częścią Parku Narodowego Petrified Forest National Park. Na tej pustyni można gdzieniegdzie spotkać kamienie, które niegdyś były drzewami. W sumie jest około dziesięciu miejsc, w których można spotkać skamieniałe drzewa najbardziej uczęszczane to Giant Logs oraz Blue Mesa. Odwiedzając malowaną pustynię, której widok sam w sobie jest atrakcją, można natknąć się również na doskonale zakonserwowane prekolumbijskie rysunki naskalne pozostawione przez cywilizację, która zamieszkiwała te tereny jeszcze przed przybyciem europejczyków. Te ostatnie ciekawostki są dla mnie wciąż do nadrobienia. Bo że tam wrócę to wiem na pewno.

Autor: Ewa

Humanistka z wykształcenia, pracownik branży lotniczej, pasjonująca się relacjami międzyludzkimi, poznawaniem nowych kultur, islamem i fotografią. Co jakiś czas pakuje plecak i jedzie tam, dokąd ciągnie ją serce. Kiedyś dostała propozycję dołączenia do ekipy koleżanek wybierających się do Ameryki Południowej i to wystarczyło, by złapała bakcyla podróżowania. Lubi być blisko ludzi i ich życia. Współtwórczyni tego bloga.

Udostępnij ten post na:

Zostaw odpowiedź