Jezioro Inle – dodatek
Jednym z moich największych rozczarowań tego jeziora byli rybacy, którzy w specyficzny sposób poruszają wiosłem naganiając ryby. Z racji takiej, że zdjęcia z nimi stały się mocno popularne, jest to teraz bardziej przedstawienie dla konkretnej łódki, niż prawdziwy połów. Choć udaje się spotkać i tych codziennych wybierających się jednak łowić, a nie pozować. Ci pozujący zjeżdżali gremialnie w jedno miejsce i kiedy pojawiała się łódka z turystami, pozowali, za odpowiednią opłatą, tym, którzy robili zdjęcia. To był jeden z pierwszych momentów kiedy zdałam sobie sprawę, że Birma zmienia się bardzo szybko, bo ja nie miałam już szansy zrobić zdjęć jakie widziałam wcześniej.
I tu nie chodzi o moje sknerstwo, bo do tego mi daleko, ale o to, że by zadowolić turystów rezygnuje się z czegoś
naturalnego i zamienia się to pod przebraniem w spektakl pod widownię. To już mi się nie podoba. Z drugiej strony, znalazłam w internecie ciekawą opinie o takim skomercjalizowaniu:“Jest w Inle Lake dużo komercji ale gdzie jej brak.Poza tym oskarzajac miejscowych o katastrofę ekologiczna lub nadmierna komercjalizacje pomyslmy czy mozemy im zabronić dążenia do nowoczesności lub zamożności. Nie mamy prawa skazywać ich na wegetacje w imię ochrony naszych wyobrażeń o “czystej egzotyce” lub “idealnym środowisku”.
A może gdyby mieć więcej czasu i spędzić go wolniej lub inaczej nawet Ci rybacy przekonaliby mnie? Tylko do czego? Birma się zmieniła i tego już nic nie cofnie. Może się tylko zmienić moje nastawienie do zwiedzania takiego kraju, bo że da się to zrobić niekoniecznie popularnym szlakiem to pewnik. Mnie tym razem zabrakło czasu i determinacji. Za małe było moje przygotowanie i zdecydowanie się nie przyłożyłam. I jeśli po tym opisie odniesiesz wrażenie, że trochę tego żałuję, że moje oczekiwania nie zostały zaspokojone, to tak dokładnie jest. I w sumie moja w tym większa wina, niż zmieniającego się kraju. Bo czy moje oczekiwania mają być zawsze spełnione?
Sama wycieczka nad jezioro była super, ale wiedziałam, że w okolicy jest jeszcze winnica, do której można dojechać rowerem. Nam się nie udało. Jest klasztor ze słynnymi owalnymi oknami. Nam się nie udało. W okolicach jeziora można na rowerku też pojeździć sporo i zwiedzić wioski właśnie. Tego planu też nie zrealizowaliśmy. I można jezioro odwiedzić dwa, trzy razy o różnych porach. Tego też się nie udało zrealizować. Jest jednak wiele pięknych miejsc, co mam nadzieję udowadniam poniżej.
Jedno wiem, Birma piękna jest i to jeszcze nie jest koniec publikacji na jej temat na blogu. Nie zakochałam się w tym kraju, nie powalił mnie na kolana. Ma jednak w sobie coś co przyciąga i sprawia, że nie traktuje się go jak zwykłe miejsce urlopowe. Także dzięki ludziom można odczuć i mam stamtąd bardzo miłe wspomnienia. I nie wiem czy po raz drugi się tam kiedyś wybiorę, żeby powyższe punkty zrealizować. Czas pokaże. Wiem, że czasu tam spędzonego nie żałuję, bo jak można oglądając poniższe zdjęcia?:D
wtorek, 16. czerwca 2015
Wyjeżdżając znad Inle miałam bardzo podobne wrażenia. Lekkie rozczarowanie i trochę niedosyt. Ale pocieszę Cię Ewa, po czasie, jak już emocje trochę opadły, wróciłam do zdjęć, to dotarło do mnie, że tak na prawdę bardzo chętnie tam wrócę ;) Inle jest faktycznie skomercjalizowane, ale właściwie ciężko się dziwić. Borma jest teraz na topie. Boli tylko fakt, że w sąsiednich krajach, mimo wieloletniego napływu turystów nadal można znaleźć miejsca magiczne, poza tzw “utartym szlakiem”…i za jedno zero w cenie mniej ;)
środa, 17. czerwca 2015
Jo, masz racje, u mnie wlasnie te emocje chyba w koncu opadly, stad te wpisy.:) Wlasnie z tym podejsciem do turysty jest srednio, bo teraz albo akceptujesz takie warunki i jedziesz, albo rezygnujesz. Choc
wtorek, 16. czerwca 2015
O rany! Jak byłam w Birmie w 2010 r. to nikt nie chciał ode mnie pieniędzy za pozowanie, bo tez nikt nie pozował, rybacy łowili ryby w ten swój charakterystyczny sposób i podpływając do nich wyłączaliśmy silnik, by im ryb nie płoszyć. A co do winnicy – świetne miejsce i pyszne wino :) Pozdrawiam!
środa, 17. czerwca 2015
Ewa, ja znalazam kilku takich na lowieniu, ale jednak mniejszosc. Ci popoludniowi byli nawet ubrani w tradycyjne, czysciutkie i pomaranczowe spodnie.:) No jak na wystep, takie mialam wrazenie. A winnicy zazdroszcze, ale nie narzekam w domu na brak wina, na szczescie. tylko nigdy nie probowalam takiego “swiezego”. No i tam tzreba rowerami bylo pewnie, a Tomek po moich pomyslach rowerowych na Jukatanie, ostroznie podchodzi juz do tych pomyslow.:D
środa, 17. czerwca 2015
Fenomenalne miejsce! Byłem w 2012, i słyszałem ,że ludzie trochę już nie Ci sami, że nauczyli sie doić białasa…pzdr
środa, 17. czerwca 2015
pozują za pieniądze? widać na wszystkim da się zarobić…
czwartek, 18. czerwca 2015
Wiesz, chyba to jest własnie największy problem współczesnej turystyki. Ludzie wyjeżdżają, żeby zobaczyć coś nowego, innego (i to jest fajne), ale kiedy okazuje się, że to miejsce bardzo dynamicznie sie zmienia, idzie ku nowoczesności, wychodzi z biedy to nagle nic nam się nie podoba i zaczynają się oskarżenia o “komercję”. To naturalne, że ludzie wykorzystują okazje do zarobienia pieniędzy.
środa, 24. czerwca 2015
Hej, ja zdecydwoanie nie mam nic przeciwko zmianom i nowoczesnosci, ktora wdziera sie tu i owdzie. Chcialabym nawet, zeby wifi bylo wszedzie i telefon mi dzialal. Chodzilo mi nawet nie o to, ze Birma wychodzi z biedy, bo to chyba wciaz pieniadze, ktore trafiaja nei do birmanczykow, ale do ich wladz, a to nie do konca dobrze w kontekscie zamoznosci calego kraju. Nie mam nic przeciwko placic za nocleg 40$, ale chocby komus, kto sam dba o takie miejsce i na tym naprawde zarabia i wzbogaca. Nie probowalam oskarzac kogokowliek o komercje, bardziej chodzilo mi o moje podejscie. Bo jak napisalam, pewne zmiany nie sa do zatrzymania, a i nie mnie decydowac czy maja byc zatrzymane. Tutaj pelna zgoda.:)
czwartek, 18. czerwca 2015
Niestety każdy kraj idzie w tym kierunku… a przynajmniej takie mam wrażenie… naturalność co raz częściej ustępuje komercjalizacji, bolesne jest to bardzo dla ludzi którzy tej naturalności poszukują, ale może własnie o to chodzi że podróżnicy też się zmieniają i muszę szukać czegoś innego… ;)))
środa, 24. czerwca 2015
Jak wyzej, nie zatrzymammy pewncuh procesow. A jest to wyzwanie przy planowaniu takiej wyprawy, zeby wlasnie te naturalnosc i lokalne wartoci odnalezc samemu.
piątek, 19. czerwca 2015
Ewa, ależ niesamowite zdjęcia! Nasycenie kolorów wręcz cudowne, ale cóż, tak to już jest w Azji… Pozdrawiam!
środa, 24. czerwca 2015
Dzieki!:D Re-pozdro!
niedziela, 21. czerwca 2015
Zazdroszczę, zazdroszczę, szczęka mi opada i zazdroszczę wyprawy ;)
wtorek, 23. czerwca 2015
Piękne zdjęcia, każde wygląda jak pocztówka. Podobnie jak mój poprzednik, zazdroszczę wyprawy, Indie są pełne miejsc do których nikt jeszcze nie dotarł – trzeba je tylko znaleźć.
środa, 24. czerwca 2015
Dzieki Ula. Tylko doprecyzowuje, ze to Birma, nie Indie!