Ludzie w drodze: Monu

Zdaje sobie sprawę, że jego pełnego imienia w życiu nie zapamiętam. Dlatego każe się nazywać ksywką “Monu”, co jest skrótem jego imienia i równocześnie oznacza podobno “bystry”. Tak w każdym razie nazywają go koledzy z pracy, w New Delhi, gdzie jest młodszym technikiem w dziale IT jakiejś niewielkiej firmy.

Zaskakujące pytanie

W Panjim na Goa jest na tygodniowych wakacjach. Ma 26 lat, jakiś czas temu skończył studia informatyczne. Sam z siebie opowiada mi, jak wygląda jego dzień. Mieszka sam w stolicy. Pobudka o 6:00, modlitwa, potem śniadanie, przed 8:00 musi wyjść, aby zdążyć do pracy na 9:00. Czasem mu się nie udaje.
– Straszne korki w tym Delhi, nigdy nie wiesz, czy dojedziesz na czas. Szefowie też się czasem spóźniają.
W pracy ma tylko kwadrans przerwy na herbatę. Ale za to kończy po ośmiu godzinach:
– To niespotykane, u nas, w Indiach pracuje się zwykle po dwanaście godzin. I w soboty, w co drugą sobotę. Ja też jeszcze pracuję w soboty, ale to się ma zmienić.
Kiedy?
– Nie wiem. Niedługo. To w całym kraju tak ma się zmienić.
W pracy nie je lunchu, jak jego koledzy – sam sobie gotuje w domu. Jest bardzo religijnym wyznawcą hinduizmu i ścisłym wegetarianinem – do tego stopnia, że nie je jajek, o rybach imowocach morza nie wspominając. No, może czasami zje jajko, kiedy wyjedzie do rodzinnego domu, do wioski gdzieś na wschodzie kraju.
– W domu czuję się jak król. Jestem najmłodszym z trzech braci. Ale oni mieszkają z rodzicami, już ze swoimi rodzinami. Trzynaście osób w jednym domu. A jak ja przyjeżdżam, to mama mi wtedy pierze ubrania, gotuje dla mnie to, co lubię najbardziej. Tylko z ojcem mi się tak średnio układa…
To znaczy?
– Czasem, jak potrzebuję pieniędzy, to mówi: “idź do matki”. Surowy taki jest dla mnie. Chyba dlatego, że jeszcze się nie ożeniłem.
Schodzimy na inne tematy. Geografia nie jest jego mocną stroną:
– Polska? Czy to część Wielkiej Brytanii?
Nie bardzo. Część Unii Europejskiej, to tak. Ale poza tym niezależny kraj. Między Niemcami a Rosją leży.
– Niemcy? Hitler? – widać z historii jest lepszy. – A co się u Was mówi o Hitlerze? Był dobry czy zły?
Zaskakuje mnie tym pytaniem. Jakoś nie potrafię ogarnąć tego zestawienia: “Hitler” – “dobry”. Wiesz, Monu, on zaczął drugą wojnę światową od najechania naszego kraju, do spółki z drugim takim sk…synem. Wymordowali dobre pięć i pół miliona Polaków, z czego ponad połowa to byli Żydzi.
– Żydzi? Oni Wam zabili Jezusa, tak?
Niby tak, ale jak: “nam”? Jezus też przecież był Żydem. To były takie tam wewnętrzne porachunki w walce o władzę. On chciał rewolucji światopoglądowej, inni Żydzi jej nie chcieli. Więc wyszło, jak wyszło. I jeszcze Rzymianie, okupanci… No, polityka, rozumiesz. Jak z Waszym Ghandim, tak? A w ogóle nie o to chodzi! (Jak to się stało, że w dwóch zdaniach cofnęliśmy się w czasie o 2000 lat, równocześnie przenosząc się na tereny Palestyny?) Dobrze, że za chwilę otworzą dla turystów kościół pod wezwaniem Matki Boskiej Niepokalanego Poczęcia. Idziemy zwiedzać. Mimo, że nie jest chrześcijaninem, Monu potrafi zachować powagę w katolickiej świątyni. W przeciwieństwie do tłumu innych Hindusów, którzy biegają po kościele, strzelając sobie sweet-focie na tle dwunastej stacji drogi krzyżowej.
Kiedy wychodzimy, krótko, lecz intensywnie leje, czekamy więc chwilę pod dachem. Wymieniamy się numerami telefonów, bo Monu – usłyszawszy, że na następny dzień rano chcę jechać zwiedzić Old Goa – postanawia się do mnie przyłączyć. Umawiamy się na 9:00 rano, pod tym kościołem. Ja idę na jakiś seafood, on wraca do siebie.

***

Wiem doskonale, jak wygląda poczucie czasu u Hindusów, ale czekam na niego nawet chwilę przed umówioną godziną. Punkt 9:00 dzwoni, że spóźni się dziesięć minut. Dziesięć minut – nie jest źle: “OK, no problem, man”. Pojawia się jednak tylko po to, żeby powiedzieć, że zmienił plany i nie chce już jechać do tego Old Goa.
– Przepraszam, że straciłeś przeze mnie tyle czasu.
Nic się nie stało. Jest dopiero dziewiąta.
Old Goa zwiedzam sam.

***

Dzwoni do mnie parę dni później, kiedy jestem już w Kochi, by zapytać, jak leci. Przy okazji informuje mnie, że w Kochi właśnie jest główna baza indyjskiej marynarki wojennej. Ha, tego nie wiedziałem! Mówi, że jak wróci do New Delhi, to znajdzie mnie na “Facebooku”. Może wtedy nauczę się wreszcie jego pełnego imienia?

Autor: Tomek

Politolog i dziennikarz z wykształcenia, konsultant biznesowy z zawodu, podróżnik z zamiłowania. Zarządza agencją konsultingową Ancla Consulting specjalizującą się w dotacjach unijnych dla przedsiębiorców, wykłada geografię polityczną na Uniwersytecie Ekonomicznym w Krakowie. Wszystkie wolne chwile wykorzystuje na podróże, a zdjęcia i relacje z nich zamieszcza na tym blogu.

Udostępnij ten post na:

9 komentarzy

  1. Ha ha…przygody z Hindusami, oraz konwersacje z nimi na ogół są ciekawe poznawczo ;). Trochę inaczej wygląda to w przypadku kobiet włóczących się bez obstawy po Indiach. W porze monsunów Goa świeci pustkami. Byłeś tam wtedy?

    Napisz odpowiedź
    • Lipiec to miesiąc monsunów, ale też prawdopodobnie hinduski okres urlopowy. Na Goa w związku z tym było mało zagranicznych, ale za to olbrzymie ilości lokalnych turystów. Zresztą, jak wiesz, ich tam w ogóle jest dużo.
      Ale fakt, ogólnie na Goa było pusto. Mogłem mieć bardzo fajny hotel od 30 do 50% taniej. A pogoda akurat mi nie przeszkadzała. Dorwałem cudnego Royal Enfielda i – deszcz, nie deszcz – szalałem na motorze po całym Goa. :)

      Napisz odpowiedź
  2. To bardzo ciekawe czytać o ludziach, napotkanych “w drodze”. Widać wtedy różnice kulturowe czy światopoglądowe. Niewielu blogerów pisze o takich ludziach. A może po prostu, ja ich wcześniej nie czytałam. Dziękuję ci za ten tekst. Będę wracać do tego działu na twoim blogu.

    Napisz odpowiedź
    • Cieszę się, że podoba Ci się ten cykl. Będę go kontynuował. Po roku od powrotu z Indii mam zamiar opublikować jeszcze dwa teksty, które leżały do tej pory w “Szkicach”. Zapraszam więc, jeszcze w tym tygodniu.

      Napisz odpowiedź
  3. Z innej beczki – pokazuj mi sie taki pasem spamowy z linkami do diabetes – tak ma byc?

    Napisz odpowiedź
    • Oczywiście, że nie ma tak być. Pod koniec czerwca był jakiś problem z WordPressem. Wydawało mi się, że już wszystko ogarnąłem i usunąłem wirusa, ale widać jeszcze jakieś pozostałości się przede mną uchowały.

      Napisz odpowiedź
  4. W podróżowaniu najbardziej właśnie lubię rozmowy z mieszkańcami danego kraju. Tyle ciekawych rzeczy można się dowiedzieć i zobaczyć wszystko z zupełnie innej perspektywy. Spędziłam w Indiach dwa miesiące i faktycznie ich poczucie czasu to ciekawa sprawa :)

    Napisz odpowiedź
  5. Fajnie się czyta takie dyskusje. Nie miałam zbytnio do czynienia z Hindusami, ale poznałam jednego w Singapurze – był strasznie fajny, dużo podróżował i jeździł stopem jak my. I nieco więcej wiedział o Polsce niż Hindus z Twojego postu :)

    Napisz odpowiedź
  6. Ludzie spotkani w czasie podróży są bardzo ważni… Często są dla nas wskazówką, podpowiedzią, szczególnie jeśli rozmawiamy z mieszkańcami danego miasta / regionu. Nie mam doświadczenia w kontaktach z Hindusami, ale miło wspominam Maltańczyków, którzy pomagali mi znaleźć drogę do hotelu. Jeśli osoba, którą zapytałam nie wiedziała, gdzie jest wskazany przeze mnie hotel, to pytał kolejnego, aż zostało zaangażowanych kilka osób. Po sporach i dyskusjach na temat tego, gdzie leży mój hotel w końcu udało się ustalić wspólną wersję i szczęśliwie dotarłam na miejsce :)

    Napisz odpowiedź

Zostaw odpowiedź