Kuala Selangor: moje świetliki i Tomka las namorzynowy
Sidetrip zazwyczaj nie sa punktem stalym wycieczek. Trase planuje sie tak, żeby było jak najbardziej ,,po drodze?. Dla mnie oczywistym było, że świetliki zobaczyć muszę i takowy będzie miał miejsce. Tomek przystał, a później znalazł coś dla siebie.
Wyprawa do Kuala Selangor wiązała się z pozostaniem tam na noc, bo tylko wieczorem jak jest ciemno te świetliki zobaczyć mozna. Zatem po 45 minutowym oczekiwaniu na autobus, tym trzęsącym się i wysłużonym gratem z marna klima po 2 godzianch dotarliśmy do celu i zadekowaliśmy się w hotelu, który na szczęście klimę i podgrzewaną wodę miał.
Miasteczko było bardzo małe, ale znaleźliśmy tam park narodowy i wzgórze Bukit Malawati, na którym Malajowie ,,pogonili? Holendrów. W parku Taman Alam pogryzło nas koszmarnie coś na kształt małych komarów, na wzgórzu atakowały małpki, szukające jedzenia. W strachu robiłam zdjęcia i to uzasadnionym, bo w pewnym momencie jedna taka nic sobie nie robiąc z tego, ze siedzę na jej drodze do jedzenia, przeszła sobie po moich udach!!!! Nie zdążyłam krzyknąć !:)
Zobaczyliśmy tam tez las namorzynowy nad morzem i czekaliśmy na wieczorną wyprawę nad rzekę żeby zobaczyć świetliki.:)
Wyprawa łódka w 4 osoby , w kompletnej ciszy, pod niebem usianym gwiazdami takiej ilości ,jakiej nie widziałam nigdzie indziej na tej wyprawie…Ilość świetlików tez zaskoczyła. Naprawdę wyglądało to tak, jakby ktoś zamontował nad brzegiem rzeki na dlugości kilkuset metrów światełka świąteczne.
A rekordem tutejszego miejsca była ilość komputerów w kawiarence internetowej oraz wielkość monitorów. Wiekszość była ogromna:D Ilości cali nie pamiętam, ale były jak telewizory.:)