Sympatyczne zakończenie

Krabi było ostatnim miejscem, jakie zwiedziliśmy w Tajlandii. Hat Yai nie liczę, bo tam tylko łapaliśmy vana do Malezji. O Krabi pisała już Ewka, pisałem i ja. Potem Ewka napisała jeszcze trochę. Więc dziś tylko parę słów i pokaz fotek.

Muszę się do czegoś przyznać… W Krabi właśnie popełniłem fatalny błąd, którego żałuję do dziś. Nie wiem, jakim cudem się to stało… Otóż, jak wiecie, poznaliśmy  tam dwójkę sympatycznych backpackerów podróżujących dookoła świata po zakończeniu studiów. On: John, 23-letni Irlandczyk. Ona: Louise, Brytyjka w tym samym wieku, z genialnym poczuciem humoru. Niestety… Prawdopodobnie z mojej winy kontakt się z nimi urwał. Bo wydaje mi się, że podałem Johnowi zły adres e-mail – z końcówką .pl zamiast .com. Szkoda. :(

Pomijając również fakt, że na statku z Ko Phi-Phi do Krabi zgubiłem mój ulubiony pokrowiec na moje ulubione okulary przeciwsłoneczne (same okulary zgubiłem w kinie dwa tygodnie temu)…

Pomijając, że próbując szybko zejść ze statku, skakałem przez barierkę, a potknąwszy się o nią, walnąłem o nabrzeże z takim impetem, że tajska obsługa chciała mnie zbierać…

Pomijając też, że skręciłem wtedy kostkę, nosząc dwa duże plecaki (Ewka miała akurat spalone na słońcu ramiona, które nieciekawie wyglądały, za to boleć musiały całkiem-całkiem)….

Pomijając wreszcie, że miałem już wtedy początki DVT (albo czegoś, co na DVT wyglądało)…

…Krabi było super!

A teraz zapraszam na fotki z tymi – cytując Ewkę cytującą Lonely Planet – “sceneriami jak z Harlequina”.

Autor: Tomek

Politolog i dziennikarz z wykształcenia, konsultant biznesowy z zawodu, podróżnik z zamiłowania. Zarządza agencją konsultingową Ancla Consulting specjalizującą się w dotacjach unijnych dla przedsiębiorców, wykłada geografię polityczną na Uniwersytecie Ekonomicznym w Krakowie. Wszystkie wolne chwile wykorzystuje na podróże, a zdjęcia i relacje z nich zamieszcza na tym blogu.

Udostępnij ten post na:

Zostaw odpowiedź