Tajlandia: podsumowanie
Jestesmy w Malezji. Pora wiec na krotkie podsumowanie kraju, ktory zostawilismy za soba. Kilka rzeczy, ktore sobie zaplanowalem, udalo sie. O tym, co sie dzialo, juz co-nieco poczytaliscie. Ale tez bylo kilka spraw, ktore po prostu nie wyszly; z tego, czy innego powodu.
Co robi przecietny turysta odwiedzajacy Tajlandie? Ano, robi sobie tatuaz.Tez mialem chytry plan: mial byc kolejny, ale w widocznym miejscu. Wybralem juz nawet design. A potem wlaczyl mi sie tzw. Rozsadek, ktory wyrzucil pewna kluczowa informacje statystyczna: Tajlandia – kraj, w ktorym 60% populacji jest nosicielami wirusa HIV. Jestem juz stary, fakt (Ewa nie daje mi o tym zapomniec). Ale moze mimo wszystko bym jeszcze sobie pozyl te pare lat. Tatuaz machne sobie w sterylnym Singapurze. :)
Tajski masaz? Chetnie, tylko… kiedy?! Dopiero dzis, w drodze z Penangu do Tanah Rata, miejscowosci “wypadowej” do Cameron Highlands przypomnielismy sobie, ze jakos nam to umnknelo bylo… Zbyt malo czasu? Pewnie tak. Jedyne 180 bhatow za godzine w sprawnych, tajskich raczkach… To sie nazywa strata! :(
Shopping. Znow z braku czasu nie poczynilismy zadnych “pamiatkowych” zakupow. Nadrobimy to w Malezji, gdzie spedzimy jakies 15 dni. Choc pewnie polowe z tego – w dzungli. Jest chlodniej, niz na wyspach! :)
To chyba tyle. Nie zaluje, ze wyrwalismy sie wreszcie z Tajlandii. Malezja jest o wiele bardziej backpacker-friendly.