Lwów – wersja prawie w zwolonionym tempie

Poprzedniego dnia mieliśmy zwiedzanie w pigułce i w dość szybkim tempie, więc niech nikogo nie dziwi, że niedzielny, bardzo ciepły i słoneczny dzień, postanowiliśmy poświęcić na obejrzenie pozostałych zabytkowych miejsc oraz odpocząć, bo w końcu po to tutaj też przyjechaliśmy. A miejsc do odpoczynku, czyli dość zielonych i wygodnych, jest tutaj wystarczająco dużo.

Rozpoczęliśmy od parku Franka, gdzie słońce tak nas rozleniwiło, że ja zasnęłam na ławce, a Tomek oddawał sie lekturze ksiażki francuskiego kryminalisty. Chyba? (Ten kryminalista nieźle tu brzmi.:D). Jako, że dzień był przeznaczony na parki, a we Lwowie znajdował się ponoć najładniejszy park w Europie (ups..) to w kierunku tego Stryjskiego Parku poszliśmy po sieście śniadaniowej. Po drodze zobaczyliśmy cerkiew św. Jura -późnobarokową budowlę. Monumentalna główna fasada zdobiona jest rzeźbami papieży: św. Leona i św. Atanazego. We wnętrzu zobaczyć można ołtarz główny w stylu rokokowym, ale akurat trwało naboźeństwo, więc nie wchodziliśmy do środka. Park Stryjski mocno nas rozczarował. Wprawdzie śniadanie wielkanocne w restauracji w jego centrum należało do udanych, ale: żadna fontanna nie działała, na poboczu co chwilę można było zobaczyćc leżące kupki gruzów i ziemi, alejki były mocno rozkopane i nie nadawały się do spacerów. Wyszliśmy tak szybko, jak tylko tam weszliśmy.

Warto tutaj wspomnieć, że na Ukrainie w czasie Świąt Wielkanocnych w każdej restauracji, knajpce czy kawiarni zwyczajem jest podawanie gościom jajek. W różnych formach: ugotowanego obranego z chrzanem, pisanek do obrania i zjedzenia…Całkiem uroczy zwyczaj trzeba przyznać.

Puzata Chata to miejsce, gdzie warto zjeść, bo nie dość, że wybór jest dość duży, ceny umiarkowane, to wystrój i atmosfera, szczególnie kelnerzy w tradycyjnych strojach – to wszystko razem składa się na całkiem fajny posiłek. Znajduje się na ulicy Kościuszki. Pisze to, bo my mieliśmy nie lada gratke, żeby ją odnaleźć, ale po fakcie, okazało sie, że trochę nie z tej strony jej szukaliśmy.:)

Popołudnie spędziliśmy na Górze Zamkowej skąd roztacza sie piekny widok na panoramę miasta i jego okolic. Poza tym samo wejście na wzgórze to była mała namiastka trekkingu. Po zachodzie słońca na wzgórzu udaliśmy się na wieczorne smakowanie piwa Lvivskie. Dla mnie ten wyjazd był szczególny. Znowu polubiłam piwo.:)

Autor: Ewa

Humanistka z wykształcenia, pracownik branży lotniczej, pasjonująca się relacjami międzyludzkimi, poznawaniem nowych kultur, islamem i fotografią. Co jakiś czas pakuje plecak i jedzie tam, dokąd ciągnie ją serce. Kiedyś dostała propozycję dołączenia do ekipy koleżanek wybierających się do Ameryki Południowej i to wystarczyło, by złapała bakcyla podróżowania. Lubi być blisko ludzi i ich życia. Współtwórczyni tego bloga.

Udostępnij ten post na:

3 komentarze

  1. bo ja wiem, że nie adekwatnie do notki, ale jeśli mogłabym coś zasugerować to wolałabym dostać jakieś kolczyki a nie aniołka :D

    Napisz odpowiedź
  2. Mala i bardzo dobrze, bo te anioly tutaj jakies takie wielkie, wiesz te w kosciolach.;)

    Napisz odpowiedź
  3. no i elegancko :D nie wiedziałam czy pisać a tak to na dobre wyszło :D

    Napisz odpowiedź

Zostaw odpowiedź