Śródziemnomorscy Słowianie
Chorwacja. Dotarliśmy tu po wcale nie tak znowu długiej jeździe. Bez korków, przez noc, trasą polecaną przez Via Michelin (to była reklama). :)
Większość słów rozumiemy bez problemu. W końcu Chorwaci mówią językiem z rodziny słowiańskich. Ale właściwie nawet, gdybyśmy nie rozumieli ich mowy ojczystej, to i tak nie byłoby problemu z porozumiewaniem się. Większość Chorwatów mówi świetnie po angielsku, jeszcze lepiej po niemiecku, a kelnerki w knajpach dodatkowo znają francuski. U nas w kraju większość polityków ledwo mówi po polsku, ale to nas przyjęli do Unii. Dziwne, nie? :)
Chorwaci uwielbiają, kiedy próbuje się mówić w ich języku, nawet, jeśli robi się to niezbyt poprawnie. Toteż podłapaliśmy torchę podstawowego słownictwa i na każdym kroku próbujemy go używać. Moimi ulubionymi… no, dobra, jedynymi, które teraz pamiętam są: chwala (dziękuję) i bog (cześć).
W ogóle Chorwaci to ciekawy naród. Przeżyli nie tak dawno krwawą, czteroletnią wojnę domową (można to tak nazwać?), jednak jej efektów nigdzie już nie widać. Co prawda nie widzieliśmy ani Vukovaru, który był najbardziej zniszczony, ani (jeszcze, ale planujemy zobaczyć) Dubrovnika (drugie w kolejności miasto, jeśli chodzi o teatr działań wojennych). Ale ludzie są sympatyczni, uśmiechnięci – chyba już zapomnieli. Zresztą, jesteśmy na wyspach. Może wojna tutaj nie dotarła?
Przy okazji trzeba dodać, że Chorwaci to w – zdaje się – w 80% katolicy. Dość nietypowo, jak na południowych Słowian, gdzie przecież dominuje prawosławie. A w końcu wojna w byłej Jugosławii oficjalnie miała rónież podłoże religijne. Ale politycy zawsze znajdą usprawiedliwienie dla własnych, czasem kompletnie bezsensownych działań…
W ogóle Chorwaci, jak na naród, który przez prawie tysiąc lat (od 1058 roku bodajże, ale musiałbym to zweryfikować) nie miał własnego państwa, są niesamowicie dumni ze swojego kraju. Wszędzie widzimy powiewające chorwackie flagi, w oknach, na balkonach, a nawet jako zawieszki na wsteczne lusterka w samochodach. Urocze. :)