Miesiąc balijski: Bali, baby – raj na ziemi!

Jawę opuściliśmy tydzień temu, czas ruszyć dalej! Od dziś zapraszam na Bali.
Przejedziemy się skuterem, by zobaczyć świątynię wydrążoną w skale, zajrzymy na pola ryżowe, poznamy lokalne zabytki i niezwykłą sztukę taneczną:
 kecak i legong. Bali to najczęściej odwiedzana z wysp Indonezji. Zobaczcie, co nam udało się tam zobaczyć, a przede wszystkim – przeżyć.

Kiedy planowaliśmy wyjazd, jasnym dla nas było, że  jeśli już jedziemy tak daleko i w ten rejon świata, to nie ma powodu, żeby słynnej wyspy nie odwiedzić. Wyznaję zasadę, że lepiej wyrobić sobie własne zdanie, nawet jeśli miałoby to doprowadzić do niezadowolenia. Przecież nie wszystko na świecie musi mi się podobać, ale chcę  to wszystko zobaczyć na własne oczy! Założyliśmy zatem, że odwiedzamy takie kultowe miejsca, jak Kuta (ostatecznie okazała się niewypałem) i Ubud (zdecydowanie warte polecenia). Zaplanowaliśmy, że stamtąd będziemy robić sobie wycieczki wypadowe w okolice, te bliższe, i te dalsze, jak się później okazało. Reszta miała być spontaniczna, a kiedy zorientowaliśmy się, że jest opcja zwiedzania na skuterze, ustaliliśmy kolejne punkty wycieczki: pola ryżowe w górach, świątynia Tanah Lot oraz zatoka Nusa Dua.

Wyspa zaskakuje od momentu, kiedy wyjedzie się na nią z promu, jeszcze w autobusie, który wiezie nas południową częścią do Kuty, centrum turystycznego i tranzytowego. Obserwując przez okno nową część Indonezji, dało się zauważyć, że Bali to zdecydowanie hinduska wyspa. O ile na muzułmańskiej Jawie religijność była zauważana, ale nie wpadała jakoś szczególnie w oko, na Bali widać ją na każdym kroku. O samym balijskim hinduizmie pisał już Tomek i tam zawarł sedno tego, co na Bali zobaczyliśmy. Generalnie wyspa zaskakuje bardzo pozytywnie i osobiście chętnie wybrałabym się tam jeszcze raz, by skuterem zjechać te rejony, które z racji braku czasu byliśmy zmuszeni odpuścić… Ech, ten brak czasu…

Ja zdecydowanie chciałam zobaczyć jakieś pola ryżowe, ale trochę większe i rozleglejsze niż te, o których słyszałam, że zobaczę w okolicach Ubud. Zatem wsiadamy na skuter i jedziemy oglądać pola ryżowe we wsi Jatiluwih! Przecież wyspa ma tylko 145 km długości i 80 km szerokości. Jej wymiary i panująca tam pogoda są idealne do stylu podróżowania, który tak bardzo lubimy. Ryż na Bali uprawiany jest na sztucznie nawadnianych, urodzajnych terenach.  Równikowy klimat sprzyja intensywnej hodowli i zbiorom do kilku razy w roku. I choć, ironicznie, Bali nie jest już pod tym względem samowystarczalne, to i tak pól jest sporo. Jak to nie jest samowystarczalne? Otóż ryżu na Bali nie wystarcza dla wszystkich, trzeba go obecnie importować. A przecież jeszcze niedawno się go stąd eksportowało!

W naszą wyprawą na pola wiąże się przygoda, którą postaram się krótko opisać. Kiedy zatrzymaliśmy się w Ubud, wypożyczyliśmy skuter i ruszyliśmy do Jatiluwih. Mniej więcej wiedzieliśmy, w którym kierunku mamy jechać, przebrnęliśmy przez miasto i wyjechaliśmy na trochę większą i ruchliwszą drogę. Jako, że na Bali skuterowców jest wielu, raźniej się jedzie, nawet jeśli nie czuje się człek jakoś super pewnie za kierownicą takiego małego środka transportu. Kiedy już dojechaliśmy na górę, do wioski i zatrzymaliśmy się na jedzonko w warungu, już mogliśmy podziwiać widoki. Pola są tak usytuowane, że można je sprytnie objechać wokoło. Zatem napawaliśmy się widokami, zrobiłam kilka zdjęć i chcieliśmy ruszyć dalej, na kolejny punkt wycieczki, pozwalający zejść trochę niżej i zobaczyć ryż z bliska. Tereny ryżowe są też dość rozłożyste. Trochę się chmurzyło, ale uznaliśmy, że ruszamy i że może nie będzie padać! :) Cóż… Kiedy zaczęliśmy zjeżdżać po ostatnim punkcie widokowym, jednak zaczęło padać. Kiedy droga w dół stała się bardziej stroma, a kamyki zaczęły nam wpadać pod koła, zrobiło się nieciekawie. Kiedy wyjechaliśmy na w miarę poziomą drogę, zaczęło lać jak z cebra. Uznaliśmy, że jednak nie da się jechać… Tylko, gdzie tu się schować? Podjechaliśmy jeszcze kawałek i trafiliśmy do jakiejś wioski. Zatrzymaliśmy skuter, zeszliśmy z niego, zakryliśmy siodełko jąkąś folią i błagalnym wzrokiem spojrzeliśmy w kierunku pani, która siedziała pod dachem z rodzinką. Zobaczyła nas i zaprosiła pod zadaszone miejsce na swoim podwórku. Uff… Próbowaliśmy się tam tak ułożyć, żeby deszcze nie zacinał na nas. I tak siedzieliśmy sobie zmoknięcie, zmarznięci – a deszcz zacinał. Wyglądaliśmy jakichś oznak przejaśnień, ale nic z tego. Lało i robiło się coraz chłodniej. Ściana deszczu, już przez pół godziny. Nie wypadało się również po godzinie. Czas mijał, a my snuliśmy już czarne wizje, że jeśli zrobi się ciemno, to na pewno nie trafimy z powrotem. Leżeliśmy tak z półtorej godziny, może dłużej, kiedy wreszcie chmury się rozeszły, wyszło słońce, podziękowaliśmy za gościnę i wróciliśmy na naszego jednoślada. Wprawdzie do Ubud zajechaliśmy na czas oddania skutera, ale tak “na styk”, i oczywiście po ciemku. Po drodze dowiedzieliśmy się, że wszystkie drogi prowadzą do… Ubud! Bowiem zgubiliśmy się trochę, ot, kolejna przygoda w trakcie wyprawy. Pytając po drodze, jak  dojechać do Ubud, (“no, ale konkretnie, w którym kierunku?”) otrzymywaliśmy za każdym razem inną, dokładnie przeciwną do poprzedniej, odpowiedź. Wyobrażacie sobie, jaki był stan naszych nerwów po czwartym takim pytaniu? :) Wszystko skończyło się szczęśliwie. Ale żadne trudności nie zraziły nas do tego stylu podróżowania, co to to nie!

A teraz kilka obrazów, na dowód, że warto było przeżyć taka przygodę!
[Not a valid template]

Autor: Ewa

Humanistka z wykształcenia, pracownik branży lotniczej, pasjonująca się relacjami międzyludzkimi, poznawaniem nowych kultur, islamem i fotografią. Co jakiś czas pakuje plecak i jedzie tam, dokąd ciągnie ją serce. Kiedyś dostała propozycję dołączenia do ekipy koleżanek wybierających się do Ameryki Południowej i to wystarczyło, by złapała bakcyla podróżowania. Lubi być blisko ludzi i ich życia. Współtwórczyni tego bloga.

Udostępnij ten post na:

5 komentarzy

  1. Dzięki Ruda i tamara!:) Z tym światem co to jest tak mały, to nigdy nic nie wiadomo.:)

    Napisz odpowiedź
  2. Zdjęcia są faktycznie przepiękne, ta zieleń jest wprost urzekająca. Bali to cudowna wyspa: wulkany, święte źródła, oglądania i zwiedzania jest co niemiara. Nie mówiąc o złocistych plażach przy idealnie błękitnej wodzie. Prawdziwy raj na ziemi.

    Napisz odpowiedź
  3. Ale piękna zieleń na zdjęciach! Rzeczywiście tak łatwo podróżować po Bali skuterem? Niby mała wyspa, ale te góry i kręte drogi…

    Napisz odpowiedź

Zostaw odpowiedź