Miesiąc jawajski: Kawah Ijen – ciężki ładunek

Kawah Ijen to wulkan, który słynie z dwóch rzeczy: turkusowego jeziora siarkowego na dnie krateru oraz kopalni siarki. Ten wulkan produkuje jej naprawdę sporo i to ponoć w jednej z najlepiej skoncentrowanych, czyli czystych postaci na świecie.  Mężczyźni, którzy tutaj pracują , wstają wcześnie rano, wspinają się na poziom 2148 metrów na brzeg jeziora, wydobywają siarkę , transportują, ważą i znoszą niżej. Jest ich ponad trzystu. Na własnych ramionach noszą kosze, a w nich kilogramy siarki w postaci kamieni. Taki ładunek to 60-80 kg. Ciężka praca, a płaca za nią bardzo niska.


O  naszej przygodzie, związanej z wizytą na tym wulkanie, pisał już Tomek. Tam też można z bliska zobaczyć jak wygląda wulkan, jezioro i okolica.

Wróćmy do tematu ciężkiej pracy i marnych zarobków. My nie spotkaliśmy mężczyzn, którzy tam pracują. Odnośnie do ich nieobecności krążyły dwie plotki. Pierwsza mówiła o strajku, jaki ponoć podjęli, żeby zamanifestować niezgodę na warunki pracy i niskie pensje. Druga – o złych warunkach do pracy: wiatr i szybkie oraz niespodziewane ruchy oparów siarki. Po wizycie w okolicach jeziora przekonałam się, że ta druga wersja była bardziej prawdopodobna. Właśnie ze względu na szybkie zmiany kierunku wiatru nie udało mi się zejść całkiem na dół.  Nie zobaczyłam zatem z bliska ani stanowisk pracy, ani rur, z których wydobywa się płynna siarka, ani kamieni w które zastyga, a które robią się żółte. I powiem Wam, że raczej nie żałuję, że tego nie zobaczyłam. Powód poniżej.

Ciężkie warunki pracy polegają tam na tym, że górnicy noszą na plecach kosze ważące czasem ponad 100 kg. To w nich przenoszą ładunki. Chorują, większość czasu spędzają w niebezpiecznych i niezdrowych oparach. Poza ochronną szmatą na usta, nie mają żadnych specjalnych strojów, rękawic czy innych rzeczy, o których my byśmy pomyśleli. Choćby zwykła maska na twarz. Co więcej, za swoją pracę: wykucie siarki, włożenie jej do koszy, wniesienie ich najpierw ponad 200 metrów w górę na krater, a później zniesienie jej do punktu ważenia i transport dalej, dostają jakieś 600 IDR  (rupii indonezyjskich) za kilogram. Łatwo przeliczyć, że wynosząc 100 kg dostają 60000 IDR co daje jakieś 20 zł za dzień pracy, a rzadko udaje się wynieść taki spory ładunek. I choć dla nas ta kwota jest niewyobrażalna, dla nich jest, że tak przewrotnie napiszę, na wagę złota. Bo siarka to złoto. Dla wszystkich z okolicy, którzy mogą tam pracować.  I do dziś na terenie tego parku narodowego  nie ma nawet niewielkiego żurawia, czy wysięgnika, który pomógłby wciągnąć kosze pełne siarki na poziom krateru, skąd łatwiej byłoby je przenieść niżej.  Wszystko odbywa się pracą rąk ludzkich. A w jakich warunkach, można zobaczyć poniżej.

[Not a valid template]

Na koniec polecam film “Śmierć człowieka pracy“. To dokument traktujący o różnych zawodach, które wymagają nieludzkiego wysiłku w zdobywaniu chleba.

 

Autor: Ewa

Humanistka z wykształcenia, pracownik branży lotniczej, pasjonująca się relacjami międzyludzkimi, poznawaniem nowych kultur, islamem i fotografią. Co jakiś czas pakuje plecak i jedzie tam, dokąd ciągnie ją serce. Kiedyś dostała propozycję dołączenia do ekipy koleżanek wybierających się do Ameryki Południowej i to wystarczyło, by złapała bakcyla podróżowania. Lubi być blisko ludzi i ich życia. Współtwórczyni tego bloga.

Udostępnij ten post na:

Zostaw odpowiedź