“Nepalscy maoiści” albo “Co Tomek miał na myśli?”
Odebrałem już kilka maili i jeszcze więcej wiadomości na Gadu-Gadu z żądaniami, żebym wreszcie wytłumaczył, o co mi chodzi z tymi nepalskimi maoistami. Wobec tego kilka zdań wyjaśnienia.
Otóż tę historię usłyszałem parę tygodni temu od Marzenki z Torunia – “z pierwszej ręki” i z większą ilością pikantnych szczegółów – kiedy byliśmy u niej z Martą jakiś miesiąc temu.
Jeśli jesteście już po lekturze wspomnień Marzeny (nawiasem mówiąc, doskonale wpisujących się we wczorajsze rozważania Piotrka o wiarygodności mediów), to rozumiecie już pewnie, że nepalscy maoiści jest takim sobie sarkastycznym hasełkiem, kierowanym zwłaszcza do tych wszystkich osób, którzy twierdzą, że wybierając się z Martą na tramping po południowej Azji, sami szukamy przysłowiowego guza.
Powiem to raz, ale za to jasno i wyraźnie: Indie i Nepal nie są niebezpieczne dla rozsądnego, dorosłego człowieka.
A już na pewno nie bardziej niebezpieczne, niż Nowa Huta między północą a czwartą nad ranem. :) Ktoś zaraz odbije piłeczkę i powie, że przecież nikt przy zdrowych zmysłach nie włóczy się po Nowej Hucie między północą a czwartą nad ranem. A ja wtedy odpowiem: So what?! Gdyby w Nowej Hucie między północą a czwartą nad ranem można było zobaczyć Taj Mahal, ghaty nad Gangesem w Varanasi, Annapurnę i nosorożce w Chitwan National Park, to tak – stanowczo i regularnie spacerowałbym sobie po Nowej Hucie między północą a czwartą nad ranem!
Wolę powiedzieć sobie za – powiedzmy – jakieś 60 lat, kiedy już będę umierał ze starości, że miałem fascynujące życie. Robiłem to, co chciałem robić; odwiedziłem te miejsca, które chciałem odwiedzić; nie straciłem tego krótkiego czasu, jakim przyszło mi świadomie i niezależnie dysponować, na siedzeniu przed komputerem w biurze aż do emerytury. A nawet jeśli zdarzyły się w międzyczasie jakieś średnio sympatyczne przygody, to cóż… przynajmniej nie na ulicy Nowej Huty, a na ulicy New Delhi. Czujecie tę subtelną różnicę? :)
Dla tych, którzy jeszcze nie zrozumieli mojego podejścia do “nepalskich maoistów”, zawsze jest druga opcja alternatywy jechać / nie jechać. Ostatecznie zawsze można spędzić życie bezpiecznie przy biurku, oglądając Annapurnę na zdjęciach w Internecie.
Tylko… w imię czego? Strachu o te parę dolarów, które można stracić?
No, to chyba tyle w kwestii tych strasznych niebezpieczeństw, jakie to na nas czają się w Azji południowej. :)
czwartek, 1. marca 2007
I jeszcze jedna rzecz, ktora jest wazna. Najczesciej spotykaja Cie niebezpieczne sytuacje, jesli naruszasz zasady i wartosci mieszkancow kraju do ktorego sie udajesz. Dlatego tak wazne jest z jednej strony poznanie kultury, zachowań i sposobu zycia ludzi, ale przede wszystkim uwaznosc i otwartosc na to, co niesie ze soba inna kultura. Na ile nam sie to uda, damy znac:) Zdecydowana wiekszosc osob, ktore jezdzily po Azji podkreslaly, ze niesamowite jest to, ze czujesz sie tam bezpieczniej niz w centrum warszawy… Moze cos w tym jest? :)
czwartek, 1. marca 2007
Albo nie dacie znać na ile Wam się nie uda :)
czwartek, 1. marca 2007
Pawel, przybedziesz na ratunek? :))
czwartek, 1. marca 2007
A gdzie tam. Niech sobie Tomasz radzi w puszczy, jak się tak pcha :)
czwartek, 1. marca 2007
Mam nadzieje, ze ten Tomasz w tej walce w puszczy nie zapomni o mnie:) Moze mu to delikatnie zasugerujesz? ;)
piątek, 2. marca 2007
Wlasnie – Tomasz uwazaj, wrog moze Cie zajsc od plecow, nie zapomnij! ;)
piątek, 2. marca 2007
Co Wy się tak na mnie uwzięliście oboje? Cieszcie się, że jestem za bardzo zajęty przygotowaniami do wyjazdu, żeby z Wami polimeryzować. :P
A w ogóle to Ty, Marta, też chyba powinnaś się już zacząć pakować, nie? :)