Nurkowanie. To nie takie proste, jak się wydaje. Chcecie wiedzieć, jak to się zaczęło?

Stałym Czytelnikom bloga ciężko się nie zorientować, że o nurkowaniu jest więcej i częściej. Na tyle, na ile udaje się nam połączyć dotychczasowe wyjazdy z tą aktywnością. I tak już zapewne zostanie, bo jest to jeden z tych sportów, który trzeba raz na jakiś czas uprawiać. A wiecie, jak to się zaczęło? Jeśli nie, to zapraszam dalej.
728x90_nolimits_t1
Skąd w ogóle pomysł na nurkowanie?
Kilka lat temu spotkałam się ze znajomym, który też wyjeżdżał na swoje wakacje czy urlop w egzotyczne miejsca. Opowiadał mi wtedy też o nurkowaniu. Jakie to ciekawe rzeczy pod wodą można zobaczyć i że jak już się leci taki szmat drogi (na przykład na Filipiny), to warto spróbować też czegoś innego. Pomyślałam sobie wtedy, że to dodałoby naszym wyjazdom nowego kolorytu. Nie tylko zwiedzanie i robienie zdjęć, ale też taka dogłębna eksploracja. Mogło to być coś fajnego. Znajomy polecił fajny krakowski klub nurkowy. Przy najbliższej okazji i nadchodzącym lecie wspomniałam Tomkowi o takim pomyśle. A ten stwierdził, że super pomysł i kiedy zaczynamy. Dużo nie myśląc, zorganizowaliśmy potrzebne badania lekarskie, dowiedzieliśmy się, kiedy jest nowy kurs i zapisaliśmy się! Nowa przygoda miała się dla nas rozpocząć już w sierpniu 2010 roku.

Skąd pomysł, że nurkowanie to w ogóle coś dla mnie?
Czy byliście kiedyś w sytuacji, że wymyśliliście sobie coś i nawet w najśmielszych snach nie zakładaliście, że to nie dla Was? Dla mnie to była taka sytuacja. Otóż byłam w 100% przekonana, że idę na kurs i go skończę. Nie wiedziałam tylko, że owszem, ale dwa lata później i w Egipcie. :)
Co się stało? Otóż, okazało się, że wody Zakrzówka mi nie sprzyjały. Po nieudanej próbie przepłukania maski, jako jednym z pierwszych ćwiczeń, wynurzyłam się i żadna siła fizyczna ani psychiczna nie pozwoliła mi nie tylko wejść drugi raz pod wodę, ale nawet wejść do wody! Szok, jakiego wtedy doznałam był dla mnie tak zaskakujący, że przez 2 lata nie byłam w stanie powtórzyć tej próby. A wydawało mi się, że co tam takie nurkowanie. Inni mogą, to ja też. Tomek skończył kurs z sukcesem i od tamtego czasu nurkował nie tylko w Krakowie, ale i w Birmie, do której wybraliśmy się w listopadzie 2013. Na szczęście w tamtym roku wypadł nam jeszcze krótki wyjazd na Boże Narodzenie do Egiptu, do Dahab.

Co zobaczyć na Synaju? Zaraz, to jednak nie nurkowanie?
Moje plany wyjazdowe na ten trochę ponad tydzień świątecznego czasu,obejmowały wyjazd na górę Synaj, zwiedzanie klasztoru świętej Katarzyny, wyjazd na wycieczki do kanionów: białego i kolorowego,  odpoczynek na leżaku oraz czytanie zaległych książek. Zabrałam aparat, bo przecież planowałam później robić ilustrowane wpisy na bloga. Spakowałam się bardziej trekkingowo. Tomek oczywiście pakował swój sprzęt nurkowy, bo do tego czasu skompletował go w 100% i tak dojechaliśmy do Dahab. Tomkowi brakowało partnura :) pod wodą, więc zagadywał, że może bym chciała, że to inne wody, że cieplej, że lepsza przejrzystość itd. Ja nie tyle byłam uparta, że nie, co miałam naprawdę fajne plany wycieczkowe.

Jak to nie zrobić ani jednego zdjęcia w Dahab?
Trzeba się zapisać na kurs nurkowy! Jak to zrobiłam?
Otóż, kiedy Tomek ustalał swoje nurki, ja poznałam Dave’a, irlandzkiego instruktora pracującego w szkole nurkowej, z którą Tomek korespondował wcześniej dogadując ceny i swój plan nurkowy. Dopytał mnie, czemu nie nurkuję, ja wyjaśniłam, jakie mam obawy. Wtedy on powiedział, że może tylko spróbuję jeszcze raz, tutaj. Bo jest cieplej, woda jest inna, słońce świeci i jest przyjemniej. Wiecie, takie akwariowe warunki. Stwierdziłam, że co tam, spróbować mogę. Najwyżej uznam, że to nie dla mnie i będę realizować swój plan wycieczek.

Jak zwyciężyć samego siebie?
Okazało się, że jednak wycieczki schodzą na dalszy plan. Zdecydowałam się najpierw na jeden kurs, podstawowy, a kiedy zorientowałam się, że w sumie to kurs na następny stopień będę mieć w super cenie i znowu będę tylko ja z instruktorem, grzechem byłoby nie skorzystać. W ten oto sposób, kiedy Tomek niczego nieświadomy nurkował na Thistlegormie i był przekonany, że pojechałam zwiedzać kaniony, ja zaczynałam kurs drugi, zaawansowany, który dał mi też możliwość schodzenia głębiej niż poprzedni. Wiedziałam już wtedy, że w kwietniu 2014 polecimy przecież na Sulawesi i tam będziemy nurkować, a szkoda by było nie zobaczyć niektórych podwodnych cudów ze względu na fakt, że mój limit głębokości jest za mały. :)

Tak wyglądała moja droga do osiągnięcia sukcesu w czymś, co wydawało mi się atrakcyjne, ale co na początku mnie niejako pokonało. Niektórym postanowieniom noworocznym trzeba da więcej czasu i samemu do nich dojrzeć. :D

A Wy macie jakieś wspomnienia z przekraczaniem swoich granic, albo upieraniem się, że właśnie dacie radę? A może jest coś, z czym nie udało się Wam wygrać z różnych powodów? Dajcie znać w komentarzach!

Autor: Ewa

Humanistka z wykształcenia, pracownik branży lotniczej, pasjonująca się relacjami międzyludzkimi, poznawaniem nowych kultur, islamem i fotografią. Co jakiś czas pakuje plecak i jedzie tam, dokąd ciągnie ją serce. Kiedyś dostała propozycję dołączenia do ekipy koleżanek wybierających się do Ameryki Południowej i to wystarczyło, by złapała bakcyla podróżowania. Lubi być blisko ludzi i ich życia. Współtwórczyni tego bloga.

Udostępnij ten post na:

10 komentarzy

  1. nie jestem fanką żadnej aktywności fizycznej, ale jak czytam o sportach wodnych, o surfingu, o nurkowaniu, to nabieram strasznej chęci na zanurzanie ciała w słonych i słodkich, ciepłych morzach/oceanach.

    podejrzewam, że Twoja satysfakcja z przełamania strachu jest równie duża jak doznania z podwodnego zwiedzania. gratulacje!

    Napisz odpowiedź
    • Widzisz Monika, ja jestem przekonana, że mój żywioł to jednak nie woda, ale…fascynuje mnie jak nie wiem co. Satysfakcja jest jak stąd do Jakarty, masz rację. Bo teraz wiem, co bym straciła, gdybym jednak nie wygrała z tych strachem, paraliżem czy jak to by jeszcze nazywać. ;) Dzięki!

      Napisz odpowiedź
  2. Przyznam się, że mnie nurkowanie bardzo pociąga … ale chyba mam stracha ;) Mam ochotę zanurkować gdzieś kiedyś w duecie z instruktorem. Tylko tak … na próbę ;))))

    Napisz odpowiedź
    • W Egipcie, w Dahab, teraz sporo kursów jest właśnie w takim wydaniu. A na próbę polecam, bo już wtedy się wie, czy się chce więcej czy nie.:)

      Napisz odpowiedź
    • Asia, nie ma na co czekać, tylko jak jest chęć to wykorzystać ją.:) Powodzenia!

      Napisz odpowiedź
  3. Super, że się odważyłaś i po tej pierwszej niezbyt udanej próbie podjęłaś to wyzwanie.

    Napisz odpowiedź
    • Monika, nawet nie wiesz jaką do dziś mam z tego satysfakcję.:D Tym bardziej to cieszy.;)

      Napisz odpowiedź
  4. Ja swoją przygodę z nurkowaniem zaczęłam w Tajlandii. Znajoma mnie namówiła, abym chociaż spróbowała. Największym wyzwaniem było skoczenie do wody z łodzi a później już poszło :) Zakochałam się bez pamięci a warto wspomnieć, że bardzo bałam się głębokiej wody.
    W zeszłym roku przezwyciężyłam też lęk przed jaskiniami, bo udało mi się wejść i wyjść z 2 w Tajlandii, pełnych pająków,węży i gdzieniegdzie wymagających pływania w lodowatej wodzie w wąskich przejściach.
    A rzutem na taśmę zaraz przed sylwestrem skoczyłam ze skał/klifu do wody (a mam lęk wysokości).
    Gratuluję Ci przesuwania swoich granic.

    Napisz odpowiedź
    • Z tą łodzią to ja pamiętam jak na Togeanach broniłam się, żeby na wrakowe nie pojechać, bo z łodzi. Zorientowałam się w trasie i stwierdziłam:”Tyle osób, nie będę robić scen”.;) Z tymi pająkami i wężami to nie wiem, nie wiem. Nurkowanie w tym zestawieniu to betka.:)
      Dzięki serdeczne i high five, bo u Ciebie podobnie jest, prawda?:D

      Napisz odpowiedź

Zostaw odpowiedź