O tym, jak Internet zmienił tramping

Dziś nie będzie o Birmie konkretnie. Dziś kilka spostrzeżeń, jak urządzenia mobilne z dostępem do Internetu zmieniły zasady, które kiedyś rządziły relacjami międzyludzkimi w hotelach podczas wypraw “na własną rękę”.

Ewa zwróciła moją uwagę na taki oto obrazek. Lobby hotelowe, pełne turystów. Cisza. Każdy wpatrzony w ekran tabletu, telefonu, laptopa… W tym – wstyd się przyznać – ja, z iPadem na kolanach…

A jeszcze nie dalej jak w 2011, na Bliskim Wchodzie, bardziej jednak cywilizowanym, niż taka Birma (czy nie pisząc już o Meksyku z 2010), czas w częściach wspólnych hostelów czy hotelów spędzało się na dyskusjach o tym, jakie miejsce kto odwiedził. Dodatkowo, można było uzyskać komplet informacji, w jaki sposób to zrobił, za ile i kiedy. Dziś widać uznaliśmy wspólnie, że wszystko jest w Internecie i nie ma potrzeby uzyskiwania informacji od innych podróżujących. Co zapewne jest nieefektywne, bo trzeba przebić się wcześniej przez (niepotrzebną?) warstwę zagadnień osobistych (“skąd jesteś?”, “jak długo podróżujesz?”), kompletnie czasem niezwiązanych z tym, co nas konkretnie interesuje (“jak najszybciej dotrzeć do Bagan?”, “jaki jest najtańszy hotel z air condition i śniadaniem?”). Jak tak teraz próbuję sobie przypomnieć, to ten trend wystąpił już podczas naszej podróży po Indonezji w 2012.

“Facebook”, “Google” i “Lonely Planet Thorn Tree” są, faktycznie, dobrym źródłem owej informacji. Pytanie, czy w relacjach międzyludzkich chodzi tylko o proste, schematyczne (ale, czemu jednak nie da się zaprzeczyć, konkretne) uzyskiwanie odpowiedzi na zadane pytania. Nawet mnie – człowiekowi, który ogólnie średnio lubi innych ludzi i nie jest fanem nawiązywania nowych znajomości – brakuje trochę wymiany tych podróżniczych doświadczeń face-to-face. I tak sobie myślę, że gdyby już kilka lat temu Internet przejął kontolę nad kontaktami osobistymi, pewnie ominęłaby nas znajomość z Luke’iem z Australii, gościem obdarzonym genialnym poczuciem humoru. Pewnie nie poznalibyśmy Jodi i Bruce’a, pary wyjątkowo sympatycznych Kanadyjczyków.

Czy w Birmie już jakaś interesująca znajomość nas przez to ominęła? Nie wiem. I pewnie się nie dowiem. Zwłaszcza, że teraz też siedzę z iPadem na kolanach…

Autor: Tomek

Politolog i dziennikarz z wykształcenia, konsultant biznesowy z zawodu, podróżnik z zamiłowania. Zarządza agencją konsultingową Ancla Consulting specjalizującą się w dotacjach unijnych dla przedsiębiorców, wykłada geografię polityczną na Uniwersytecie Ekonomicznym w Krakowie. Wszystkie wolne chwile wykorzystuje na podróże, a zdjęcia i relacje z nich zamieszcza na tym blogu.

Udostępnij ten post na:

2 komentarze

  1. Do Facebooka należy jeszcze dodać kilka innych specjalistycznych serwisów jak np. Couchsurfing albo Booking.

    Już wziąłem n RSS ;):D

    Napisz odpowiedź
  2. Dokładnie, jakby do tej listy zacząć dodawać inne serwisy, to się okaże, że kiedyś błogosławieństwem był internet “na godziny”.:) Jak dziś pamiętam kiedy kupowaliśmy godzinę i było pół moje, pół Tomka. Z tym, ze wtedy to właśnie na maile do rodziny i wpis na bloga ten czas szedł.:D Na przestrzeni 6 lat, zmieniło się to nie do poznania. I raczej idzie w tym kierunku.

    Napisz odpowiedź

Zostaw odpowiedź