Tutaj jesienią jak w rajskim ogrodzie…

W moich ulubionych górach ostatni raz byliśmy jakoś rok temu. Bo i daleko od domu, i czasu w weekendy nigdy nie mam za wiele. A to praca, a to jakiś kurs, a to Camo Party… Ostatnie lato obrodziło też w śluby, wesela i inne takie. W konsekwencji, dopiero w ostatni weekend września udało nam się wybyć w Bieszczady, powłóczyć się z plecakami.


Wyjeżdżam w Bieszczady
Od piątku do niedzieli. Niby krótko, a jednak udało nam się przejść obie połoniny. Dziś nogi trochę bolą, bo trasa była forsowna. Ale warto było. Nie tylko dla samych widoków, które z myślą o blogu starała się uchwycić Ewa.

Jak każdy taki wyjazd, i ten obfitował w scenki rodzajowe, które rozbawiły mnie do łez. No, to lecimy…

Jadąc w Bieszczady
Pierwszy cykl takich scenek miał miejsce w wesołym autobusie relacji RDA Kraków – Ustrzyki Górne. Kierowca z zacięciem kabarceiarza regularnie, co kilkanaście minut, poprawiał pasażerom humor, urządzając pogadanki na różne tematy. Zaczynał każdą wypowiedź od: uwaga! mówi kapitan!. A opowiadał o rzeczach przeróżnych. Począwszy od takich oczywistości, że wszędzie na trasie są korki i na pewno się spóźnimy; aż po to, że rozumie, jak bardzo chcielibyśmy sobie zapalić fajkę (sam chciałby!), ale musimy wytrzymać, bo nie możemy się zatrzymać, bo… już jesteśmy spóźnieni, przez te korki właśnie. Autobusowa publiczność każdy jego komentarz przyjmowała najpierw nieśmiało, a potem z dużym entuzjazmem. Gdzieś w okolicach Leska dostał za swoje występy owacje na stojąco. :)

Jak żyją Bieszczady
Kolejnej porcji rozrywki dostarczali nam już turyści spotkani na szlaku. Już nie mówię o gościu dzwoniącym z komórki do swojego znajomego i – zapewne z racji kiepskiego zasięgu na Połoninie Caryńskiej – wrzeszczącego do telefonu: Halo?! Halo?! Ale słyszysz wiatr? Słyszysz, jak tu wieje? To chyba taki standard. Mnie powaliła na kolana scenka rodzajowa rozgrywająca się gdzieś na podejściu na Połoninę Wetlińską od strony Smereka. Otóż z przeciwnego kierunku szedł sobie kwiat polskiej młodzieży w liczbie gdzieś z pięciu osób płci obojga. Z początku – oceniając wyłącznie na podstawie specyficznego słownictwa i natężenia dźwięku – myślałem, że z przeciwka nadciąga zorganizowana bojówka kibiców Cracovii po nieudanym meczu ich ukochanej drużyny. W każdym razie, szedł sobie ów kwiat polskiej młodzieży z umęczonymi minami, jakby ich zmuszono do tej wycieczki co najmniej pod groźbą tortur. Oto krótki dialog, który miał miejsce pomiędzy mną, a nastoletnim dziewczęciem, które ze względu na wyglądskategoryzowałbym jako kliniczny przypadek “panienki dresiarza”*).
– Daleko jeszcze? – zapytało dziewczę zbolałym głosem.
Wiem, że to nieładnie odpowiadać pytaniem na pytanie, jednak w tej sytuacji nie miałem wyjścia:
– A dokąd idziecie?
– A ja nie wiem…
Jak widać, dla pewnej kategorii ludzi logiczne myślenie to coś, co przytrafia się innym. :)

Przyjeżdżaj w Bieszczady
Tyle na dziś. Pewnie przy okazji napiszę jeszcze coś o sympatycznym wieczorku w schronisku na Wetlińskiej. A póki Ewka przygotowuje fotki, posłuchajcie Kaczmarskiego.

Politycznie, sentymentalnie i o Bieszczadach, a jakże!

[audio:kaczmarski_bieszczady.mp3]


*) Tak, wiem. Myślę stereotypami. Ale mam taki odruch, kiedy widzę różowy sweterek, kolczyki jak młyńskie koła i pełny makijaż na wysokości jakichś 1200 metrów n.p.m.

Autor: Tomek

Politolog i dziennikarz z wykształcenia, konsultant biznesowy z zawodu, podróżnik z zamiłowania. Zarządza agencją konsultingową Ancla Consulting specjalizującą się w dotacjach unijnych dla przedsiębiorców, wykłada geografię polityczną na Uniwersytecie Ekonomicznym w Krakowie. Wszystkie wolne chwile wykorzystuje na podróże, a zdjęcia i relacje z nich zamieszcza na tym blogu.

Udostępnij ten post na:

4 komentarze

  1. sympatyczny wieczorek w Bieszczadach bez nas? pfff…no co Ty ;) rany, to naprawdę tylko rok minął a tyle się pozmieniało, że wydaje mi się jakby już lata świetlne zleciały…

    Napisz odpowiedź
  2. Sylvik, ja pamiętam, że masz już kijki i że odgrażałaś się nawet gdzieś tutaj, że w tym roku to jeszcze nie, ale za rok…:)
    Pamiętam!:) PS A moje kijki tez już w drodze.:D

    Napisz odpowiedź
  3. No, to chyba jasne, że nie było aż tak sympatycznie. Od tamtej pory – choć to już cały rok minął – nie złapałem już chyba takiej głupawki, jak wtedy przy kartach w Wołosatem. :)
    To kiedy powtarzamy taki wspólny wypad w Bieszczady?

    Napisz odpowiedź
  4. w przyszłym roku to na bank :D tylko nie wiem co na to prawie dorosły już Witek powie :D może najpierw jakieś Pieninki? zawsze to blizej :)

    Napisz odpowiedź

Zostaw odpowiedź