Piąty dzień trekkingu: gorące źródła
Wyruszyliśmy z Kalopani wczesnym porankiem, po drodze trafiając na… korek na szlaku: kilkanaście osiołków zablokowało trasę, którą właśnie jechał traktor wiozący na przyczepie kilkunastu pielgrzymów. Scena iście absurdalna, bo przecież byliśmy w Himalajach!
Trasa tego dnia zrobiła się mocno zielona: drzewa, krzewy, soczysta trawa, a gdzieś na horyzoncie majaczyły się w oddali wielkie góry. Wiele razy przechodziliśmy rozwieszonymi nad doliną mostami, które nieodmienne pobudzały wyobraźnię. Upał szybko dał nam w kość, więc przyspieszaliśmy kroku, żeby już być w Tatopani ? osławionym miejscu na odpoczynek z powodu gorących źródeł.
Na miejscu szybko i sprawnie znaleźliśmy przeuroczy nocleg w bungalowach niedaleko źródeł. Wynajęliśmy jeden z drewnianych, ukrytych w zielonych ogrodach domkach, gdzie rosły obsypane pomarańczami i kolorowymi kwiatami drzewa. Zielono, słonecznie, cicho… cudowne miejsce! No i kilkadziesiąt metrów dalej gorące źródła, w których spędziliśmy całe popołudnie i wieczór. Nasze mięśnie odpoczywały, a my upajaliśmy się międzynarodowym towarzystwem i … zimnym piwem Everest, które smakowało jak nigdy…