Slodka Jordania
Czerwone chusty na glowach Beduinow. Skaly i wysuszone gory. Slonce, choc to przeciez srodek zimy. Wielblady i nowoczesne landcruisery na ulicach. Modlitwy Muzulmanow odmawiane piec razy dziennie. Przepyszne, misternie przygotowywane slodycze. Welcome to Jordania! :)
Przyjechalismy tutaj stopem z Syrii, przewiezieni przez obrotnego Araba przez granice, na ktorej bylismy chyba z osiem razy sprawdzani. Pierwszego wieczora, po wesolej podrozy z granicy do Ammanu, spedzilismy wieczor, zaproszeni przez naszego taksowkarza, w lokalnej knajpce. A potem poszlismy do kolejnej lokalnej knajpki, zeby wypalic tradycyjna shishe, czyli fajke wodna przy slodkiej herbacie. To wtedy nauczylismy sie, ze przy negocjacjach nie wolno sie absolutnie usmiechac.
Rano powloczylismy sie po Ammanie, cwiczac swoj arabski, bo jak sie okazuje, jest to konieczne, bo po angielsku malo ludzi mowi. Na szczescie nasza Ola jest naszym tlumaczem, a Rozmowki polsko-arabskie prawdziwym hitem. Amman szybko opuscilismy kierujac sie na poludnie…
Zakochalismy sie w slodyczach jordanskich, ktore kusza nie tylko smakiem, ale i wygladem: misternie ulozone na wielkich tacach i w piramidach w specjalnych sklepach…