Bliski Wschód wart zachodu

Z takim tytułem spotkałam się na jednym z portali podróżniczych. Bardzo mi się spodobał, bo oddaje sedno również naszego wyjazdu. Jest tak, że trochę z siebie trzeba dać: załatwienie wiz to choćby jedna z takich rzeczy. Dla nas ten wyjazd jest zdecydowanie wart zachodu, bo to kolejny kraj na mapie życiowego podróżowania. Poza tym, kto na wakacje w okresie zimowym w Polsce, wybiera się w rejony inne niż plaże i mnóstwo słońca? My! Bo przygoda to nasze drugie imiona.


Do Syrii i Jordanii chcieliśmy polecieć już na poprzednie wakacje, ale tęsknota za Azją zwyciężyła i wtedy wybraliśmy kierunek równie egzotyczny. Ja zawsze chciałam zobaczyć Izrael, ale kto zorientowany, albo w miarę w naszym blogu oczytany, wie, że wizyta w tych trzech krajach musi być odbyta w należytym porządku i przede wszystkim kierunku. Odbijemy sobie za jakiś czas. Wtedy nie będzie ograniczeń czasowych. Najpierw Syria i Jordania, później Izrael.

O Syrii i cudownej atmosferze Damaszku pierwszy raz słyszałam z ust bliskiej osoby. Opowiadała zafascynowana i bardzo pozytywnie zaskoczona ogromną sympatią mieszkańców tamtych rejonów. Już wtedy knułam w głowie pomysł wyjazdu w tamte rejony, nawet nasze wspólne wakacje na początku były planowane w kierunku na Bliski Wschód. Wtedy jednak zwyciężyła salsa na Kubie.

W zasadzie do października w planach Tomka i moich przeważały tylko dwa kraje na Bliskim Wschodzie: Syria i Jordania. Głównie ze względu na ograniczająca mnie ilość dni urlopowych. Późną jesienią okazało się, że, po pierwsze, na dwa dni prawdopodobnie uda się nam otrzymać bezpłatną wizę do Libanu (przetestował to ostatnio znajomy, chcemy też to sprawdzić). Poza tym, wygodniej będzie nam wracać lotem z Libanu, a dokładniej  z Bejrutu. A jeśli już tam zawitamy, to dlaczego nie skorzystać i nie zostać chociaż dwa dni i zobaczyć to miasto, a może i Trypolis czy Baalbek. Plan, jak wcześniej zostało już napisane, jest elastyczny i otwarty. Te nasze ramy są po to, żeby się na nich oprzeć, ale modyfikować, wedle naszego widzimisię. :) To bardzo mała namiastka tego kolejnego ciekawego kraju muzułmańskiego. Jednak wychodzimy z założenia, że zawsze jest jakieś miejsce, znajdujące się tuż, blisko, niedaleko, z którego trzeba będzie zrezygnować, bo czas nam na to na przykład nie pozwoli. Albo zostawić je na następny raz.

Poza tym, dopóki nie dowiemy się, czy wizy do Syrii są w naszym paszporcie, warto wstępnie mieć jakiś plan B. ;) Ja bardzo ciekawa jestem ludzi tam mieszkających. O Syrii i Jordanii  słyszałam same  pochlebne opinie. Znalazła się jedna negatywna, ale podejrzewam, że osoba, która ją poczyniła, nie znała za bardzo kultury Wschodu. Chodziło głównie o zachowanie w stosunku do kobiet. Dlatego niecierpliwie czekam, żeby doświadczyć tego typu zachowań na żywo. Dzięki sposobowi naszego podróżowania, mamy na to szansę. Chcemy tam, gdzie się da, przemieszczać się autostopem, żeby być blisko ludzi. To jest zawsze najlepszym sposobem na poznanie mieszkańców danego kraju.

Osobiście zastanawiam się, co nas podkusiło, żeby wybrać taki kierunek podróży podczas zimy w Polsce? Czy nie bardziej rozsądnym byłby wyjazd w jakieś, ogólnie pojęte, ciepłe kraje? Amplituda temperatur, szczególnie w północnej Syrii, może być dotkliwa. Na pytanie odpowiadam sobie od razu: pogoda miejsca, do którego się wybieram, rzadko miała znaczenie. Oczywiście, omijam monsuny i wszelkiego rodzaju deszczowe rejony, jednak na ten czynnik – pogodę – wpływu nie mam, zatem pozostaje przygotować się na zimną noc w namiocie Beduinów na pustyni czy na wodę zamarzniętą w rurach hostelu, z powodu niskich temperatur w nocy. W końcu każda taka rzecz to część przygody, jaką ma być i ten wyjazd. Z drugiej strony jesień to czas długich wieczorów spędzanych przy dobrym filmie, śmiesznym serialu, wciągającej grze czy ciekawej ksiażce. Kiedy jest deszczowo i chłodno, nieodzownym elementem w mojej dłoni staje sie kubek kakao lub rozgrzewającej, przyprawionej różnymi specyfikami herbaty: czarnej, tej przywiezionej jeszcze z Indii. Cynamon, goździki i kardamon. Z tymi ciepłymi przyprawami kojarzy sie akurat Syria i jej souqi. I tak sobie luźno myślę, że właśnie ten zapach chcę tam poczuć.

Autor: Ewa

Humanistka z wykształcenia, pracownik branży lotniczej, pasjonująca się relacjami międzyludzkimi, poznawaniem nowych kultur, islamem i fotografią. Co jakiś czas pakuje plecak i jedzie tam, dokąd ciągnie ją serce. Kiedyś dostała propozycję dołączenia do ekipy koleżanek wybierających się do Ameryki Południowej i to wystarczyło, by złapała bakcyla podróżowania. Lubi być blisko ludzi i ich życia. Współtwórczyni tego bloga.

Udostępnij ten post na:

Zostaw odpowiedź