Nowa, bieszczadzka tradycja?

Ciężko się nie domyślić, że Bieszczady lubimy. To był już nasz trzeci wyjazd w tamten rejon naszego kraju. Tym razem nowa pora roku, bo ja zawsze chciałam wyjechać tam zimą. Taka kobieca fanaberia, którą udało mi się zrealizować tydzień temu.

Już od jakiegoś czasu ględziłam Tomkowi, żeby jechać w Bieszczady: bo zima, bo śnieg, bo pusto na szlakach pewnie, bo chcę, bo czas się trochę poruszać, bo… Test samochodu miał być pretekstem. Wyjechaliśmy zatem.

Kiedy opuszczaliśmy ziemie małopolską, lało jak z cebra. Im bardziej zbliżaliśmy się do ziemi podkarpackiej, tym bardziej ten deszcz zaczynał zamieniać się w śnieg. Na końcówce trasy padało tak, że nasza prędkość na serpentynach trasy Cisna – Wołosate w dół nie przyprawiała o zawrót, a raczej o ból głowy. Było mokro i ślisko! :)

Pojechaliśmy w ciemno: nie tyle, że nocą, ale również bez zarezerwowanego noclegu. Pomocna okazała się Straż Graniczna i koniec języka, który często służy nam za przewodnika. Uczynni panowie na służbie polecili miejsce, które znaliśmy z wyjazdu z Tomkiem i Sylwią. Na podwórku gospodarstwa agroturystycznego, w którym tym razem spaliśmy, wtedy właśnie podziwialiśmy niebieska Nyskę z reklamą noclegowni. Tym razem Nyski nie było, ale były super-nowe pokoje z łazienkami, a wszystko to na podbudowie stajni, skąd też owo gospodarstwo agroturystyczne swoją nazwę wzięło (reklama, ale w pełni zasłużona).

O pogodzie pisać nie będę, bo powieje nudą. Dodam tylko przed zaprezentowaniem zdjęć, że w tamtym rejonie jeszcze mi się nie zdarzyło nie mieć świetnej pogody. Tym razem w sobotni poranek mocno w takiego farta zwątpiłam, ale koło południa chmury dały za wygraną i zwyczajnie wyszło zza nich słońce. :)

Tym samym ustanowiona została tradycja: odwiedzanie Bieszczad o każdej porze roku. Tym razem czekamy na wiosnę i może uda się wtedy wyjechać jednak większą grupą?

[Not a valid template]

Autor: Ewa

Humanistka z wykształcenia, pracownik branży lotniczej, pasjonująca się relacjami międzyludzkimi, poznawaniem nowych kultur, islamem i fotografią. Co jakiś czas pakuje plecak i jedzie tam, dokąd ciągnie ją serce. Kiedyś dostała propozycję dołączenia do ekipy koleżanek wybierających się do Ameryki Południowej i to wystarczyło, by złapała bakcyla podróżowania. Lubi być blisko ludzi i ich życia. Współtwórczyni tego bloga.

Udostępnij ten post na:

4 komentarze

  1. Na raz następny my bardzo chętnie pojedziemy z Wami :)

    Napisz odpowiedź
  2. Domi – the more the merrier – więc już się cieszę!:D Nie miałam ostatnio kogo niszczyć w kartach!:>

    Napisz odpowiedź
  3. Cześć Ewa:) pamiętasz mnie jeszcze? Przy okazji kolejnej wyprawy w bieszczady, zapraszam do Kolbuszowej na herbatkę:)

    Napisz odpowiedź
    • Hej Nika! Jasne, że pamiętam! Dziękuję bardzo za zaproszenie, nie omieszkam
      Skorzystać następnym razem.:)

      Napisz odpowiedź

Zostaw odpowiedź